wtorek, 30 czerwca 2015

Rozdział1: Koniec

  Hej, cześć, siema! Mój blog dopiero co powstał, więc proszę się niespodziewać wielkich rzeczy. Zbyt dobrą pisarką nie jestem. Blog powstał, bo znudziło mi się czytanie innych, więc postanowiłam pisać swojego. Proszę o  komentarze i zapraszam do czytani.
Nicol♥
  Biegnę przez las. Gałęzie chłostają mnie po twarzy niczym bat. Pragnę tylko ocalić moją małą sojuszniczke...
- Rue! - krzyczę bez opamiętania - Rue! - . -Katniss pomóż, Katniss! -. - Rue gdzie jesteś? - drę się. Z przeciwnej strony słyszę kolejny przerażający krzyk... - Prim!! Prim!!- .  Docieram na małą polanke i nie mogę uwierzyć w to co widzę: Rue jest cała poplątana w sieci a w brzuchu tkwi jej oszczep, Prim zmienia się w chodzącą pochodnie... Nagle zza moich pleców słyszę śmiech. Szyderczy i złowrogi. Odwracam się i staję jak wryta...  Zmiechy Snow'a a na ich czele stoi Gale. Z jego plecami dostrzegam coś jeszcze, albo raczej kogoś ... Gale odsuwa się kilka centymetrów dalej a zza jego plecą ukazuje się Peeta. Cały poobijany, zmasakrowany. Moja twarz momentalnie zalewa się łzami. Krzyczę, chcę mu pomóc ale jeden z mutantów przewraca mnie i momentalnie unieruchamia. Jedyne co widzę to mojego dawnego przyjaciela z polowań z nożem w ręku. Po chwili ta sama broń ląduje w klatce piersiowej blondyna. Szarpię, wierzgam się w wszystkie strony strony ale to na nic.
  Nagle wszystko to znika, rozpływa się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
  Spostrzegam że nie jestem na polanie tylko w domu a dokładniej w sypialni, a to był tylko kolejny koszmar przez który znów nie mogę spać. Patrzę na zegarek. Jest dopiero 4:20. Idę do łazienki i wyciągam z szafki leki, które mi przepisał mój psychiatra. Biorę kilka, nawet nie wiem ile i kładę się do łóżka.
  Odkąt wróciłam ze szpitala koszmary nie dają mi spokoju. Nikt do mnie nie przychodzi. Wcale się im nie dziwie. Jestem zmiechem, którego powinno się zabić. Przezemnie nie żyje moja mała Prim, śpiewająca z kosogłosami Rue, Cinna, który potrafił stworzyć najpiękniejsze kreacje, Finnick oddał życie za mnie tym samym osieracając swoje nienarodzone dziecko i wiele tysięcy innych. I jeszcze Peeta. Przez to że zostałam Kosogłosem on był torturowany, zmieniono mu osobowość. Nic dziwnego że nikt nie chce do mnie przychodzić. Nie jestem człowiekiem tylko zmiechem. Gdybym nie wyciągnęła wtedy tych cholernych jagód, wszyscy oni by żyli. Czemu to ja żyje a nie oni. To ja powinnam zginąć. Nie mogę już żyć. Nawet nie mam powodu żeby istnieć. Muszę się zabić, popełnić samobujstwo, aby już nikogo nie skrzywdzić.
  Idę ponownie do łazienki, wyciągam z szafki te psychotromy od Aureliusa i sypię całą garść. Schodzę do piwnicy, wyciągam butelke bimbru. Połykam wszystkie tabletki i popijam alkoholem. Jdę do kuchni. Świat wokół mnie zaczyna wariować. Słyszę głosy wszystkich zmarłych. Przed oczyma widzę stającą w płomieniach Prim, trybutów przerobionych na zmiechy, Finnicka rozerwanego na strzępy.
  Mimo wszystko udaje mi się jakoś dojść do zlewu w kuchni. Nagle dostaję potwornych torsii. Przechylam się aby oddać całą zawartość żołądka ale z moich ust wydobywa się krew. Nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Na szczęści w ostatniej chwili łapię się blatu kuchennego i trochę łagodzę upadek. Przechylam głowę w bok aby pozbyć się posoki z mych ust. Leżę w kałuży własnej krwi.
  Nagle słyszę głośne walenie do drzwi. Ktoś chyba próbuje je wywarzyć. Czy komuś na mnie zależy? Bzdura jestem potworem i nikomu na mnie nie zależy.
  Ktoś krzyczy. Bardzo głośno. Nie rozpoznaje nawet jego głosu. Musi być ze mną naprawdę źle, skoro tracę pamięć. Ktoś kołomnie klęka. Wydaje się być znajomy ale go nie rozpoznaję.
- Katniss spokojnie jestem tu. Haymitch już wzywa poduszkowiec.
Nagle go rozpoznaję. To ...
- Peeta...- udajemi się wykrztusić pomiędzy kolejnymi atakami torsii.
- Nic nie mów. - blondyn wchodzi mi w słowo.
- Po co tu przyszedłeś? Przecież wiem że mnie nienawidzisz. - bełkoczę.
-Jezu Katniss, ty głupia dziewczyno jak mogłaś tak pomyśleć?- .
-Czy mogę o coś prosić?-pytam.
-Tak co tylko zechcesz- odpowiada. Ależ on gra. Czy nie widzi tego że ja już go rozgryzłam?
- Mógłbyś wreszcie przestać udawać? Przecież i tak wiem że cię nie obchodzę. Nie musisz już udawać.- mówię. Krztuszę się. Kolejna porcja posok wypływa z mojego gardła. Czuję że koniec jest już blisko...
-Katniss co ty wygadujesz? Jak mogłabyś mnie nie interesować? Po tym wszystkim co razem przeszliśmy miałbym cię tak zostawić?
- Jakoś nie było cię przez te kilka miesięcy odkąt wróciłam ze szpitala. Peeta, ja nie chcę cię znowu zkrzywdzić. Kiedy już odejdę będzie ci znacznie łatwiej. Błyszczące wspomnienia nie będą już nawracały, znajdziesz sobie dziewczyne. Zobaczysz wszystko się ułoży.- chyba aż za dużo mu powiedziałam ale to bez znaczenia. I tak za parę minut mnie już nie będzie. Pragnę już tylko powiedzieć mu jedno.
- Peeta- mówię już szeptem bo na więcej nie mam siły - ja cię... kocham. - Nie czuję już kończyn. Moje powieki zaczynają być coraz cieższe. Ostatnie co czuję i  słysze to że ktoś przykłada głowę do mojej ktalatki piersiowej i coś krzyczy ale słyszę tylko co drugie słowo. Nalgle na moment odzyskuję słuch i słyszę ostatnie słowa.
- Katniss obudź się błagam ja też cię kocham.
  Później nastaje cisza i widzę tylko ciemność...