poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Rozdział 39: Wybaczam ci, chłopcze z chlebem.

Szłam wąskim korytarzem, który prowadził do sali narad. Muszę jechać do Kapipitolu, i to z pewnością nie jest żadną  moją zachcianką, kaprysem, czy słomianym zapałem. Muszę tam jechać i pomóc naszej drużynie. Stanęłam przed drzwiami z matowego szkła. Nad nimi wisiała tabliczka, która głosiła "Sala obrad. Nieupoważnionym wstęp wzbroniony. " Z pomieszczenia dobiegały krzyki i głośne rozmowy. Udało mi się wyłapać ich szczątki : "... Nieudana misja... Ekipa zaginęła... Musimy wysłać ekipę ratunkową.

Otworzyłam 'wrota' i zobaczyłam kilku ludzi, zapewne starszych ode mnie o jakieś dwadzieścia lat. Przeglądali nerwowo papiery, mapy i wskazywali coś na hologramowej, trójwymiarowej projekcji całej powierzchni Panem. Nikt nawet nie zauważył, że weszłam do pomieszczenia. Odchrząknęłam, a dopiero wtedy zwrócili na mnie uwagę.

- Chcę polecieć do Kapitolu i pomóc drużynie - odparłam spokojnie, choć w duchu trzęsłam się z obawy, że nie pozwolą mi jechać zw względu na... mój ostatni uszczerbek na zdrowiu.

- To nie możliwe. Twoją drużynę uważa się za zaginioną. Nie mamy z nimi jakiejkolwiek łączności. Będziemy wysyłać ekipę ratunkową, choć jest tylko 20% szans, że odnajdziemy ich... Żywych -  odpowiedział mężczyzna z kilkoma, prawie niewidocznymi, zmarszczami.

- W takim razie chcę lecieć na misję ratunkową - odrzekłam pewnie. Musiałam tam lecieć, po prostu muszę.

- Czy przeszłaś odpowiednie szkolenie?

- Myślę,  że tak. Ćwiczyłam razem z moją drużyną i brałam udział i zamach u na prezydenta Snow'a podczas rewolucji. To chyba wystarczające kwalifikacje - powiedziałam. Powoli kończyła mi się cierpliwość. Najchętniej rozpłakałabym się tu i teraz.

- W takim razie niech zgłosi się pani za dwie godziny na lotnisku. Będzie tam czekał poduszkowiec razem z resztą drużyny. A w tym czasie proszę udać się do siebie - zrobiłam tak jak polecił mi mężczyzna.

W ekspresowym z budynku przebiegłam do domu. Wpadłam do niego, z trzaskiem zamknęłam drzwi i pobiegłam do sypialni.

Pościel po stronie łóżka Peety nadal pachniała nim. Przytuliłam się do jego poduszki i rozpłakałam. To niemożliwe, on musi żyć. Jak to,że jest zaledwie 20% szans tego, że żyje? To nie tylko sen, z którego zaraz się obudzę, tylko kolejny koszmar. A po przebudzeniu obok mnie będzie leżał mój narzeczony i pocałunkiem mnie przywita. Tak jak w bajce...

Ale to nie bajka. Ja nie obudzę się ze złego snu, bo to moje życie jest tym koszmarem. Peeta razem z Galem i resztą w Kapitolu, ja jestem w Dystrykcie Zerowym, tysiące kilometrów od nich i wypłakuję się w poduszkę.

Jestem słaba. Zamiast myśleć, jak ich uratować, ja płaczę. Nie zasługuję na blondyna, na nikogo.

Wstałam z łóżka i podeszłam do lustra w łazience. Moje włosy były roztrzepane i wyglądały jak gniazdo. Włosy zaczerwienione i opuchnięte od płaczu. Ubrania pomięte. Jednym słowem wyglądałam jak potwór. Ogarnęłam się trochę, żeby nie przestraszyć wszystkich.
Ubrałam się w wygodne ubranie,choć i tak dostaniemy pewnie mundury. Włosy związałam w mocny warkocz.

Spojrzałam na zegarek. Zostało mi pół godziny. W sam raz zdąrzę. Spacerkiem będę tam akurat na czas, bo lotnisko i hangary znajdują się na obrzeżach Dystryktu.

Tak jak mówiłam, na lotnisku byłam po pół godzinnym spacerze. Starałam się zachować spokój, bo zdenerwowanie i strach to źli doradcy, i najwyraźniej udało mi się to, choć w środku cała się trzęsłam. A co, jeśli misja się nie uda?

Tak jak podejrzewałam, na pokładzie poduszkowca dali nam mundury typowe dla żołnierzy i kazali się przebrać. Każdy spełnił rozkaz i usiadł na swoim miejscu, zapiął pasy i wystartowaliśmy, a ja oddałam się do krainy myśli, w której główną rolę grały te negatywne.

                                  ***

Moje zmysły zaczęły rejestrować wszystkie bodźce, kiedy z głośników dobiegł nas głos pilota, że znajdujemy się nad terenem, na którym toczone są walki. Spojrzałam w dół. W naszą stronę śmigały kule, Strażnicy Pokoju w białych uniformach przegrupowywali się. Mogłam to wszystko dostrzec, ponieważ lecieliśmy całkiem nisko.

Nagle rozległ się ogromny huk. Ciężkie działa. Pamiętam to jeszcze z czasów rebelii. Po chwili pikanie, komunikat, że zostaliśmy zastrzeleni. Spadanie. Huk. Ogień. Ciemność. Moje ostatnie słowa.

Wybaczam ci, chłopcze z chlebem.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Kto czyta = komentuje!!!

wtorek, 23 sierpnia 2016

Rozdział 38: 28 wrzesień.

Wstałam, kiedy słońce było już wysoko na niebie. No tak, dziś dzień bez treningu. Mieliśmy dziś odpocząć, a nie ma to jak zacząć dobry odpoczynek od długiego snu. Podniosłam się z łóżka i podeszłam do szafy, z której wyjęłam biały sweterek na grubych oczkach, białą bokserkę i granatowe spodnie. Z tym kompletem ubrań przeszłam przez korytarz i weszłam do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic, uczesałam włosy, które po tym, jak spałam w warkoczu powykręcały się na wszystkie strony, ubrałam się i zeszłam do kuchni, gdzie przy stole siedział Peeta. Patrzył w obraz za oknem, w dłoni ściskając swój ulubiony kubek.

- Hej - dałam mu buziaka w policzek, na co ten nawet nie zareagował. Dziwne. Wzięłam się więc za robienie sobie i jemu kanapek, bo wątpię, żeby coś jadł, skoro chodzi jeszcze nie ubrany. Zrobiłam kilka kanapek z serem i pomidorem, poczym poukładałam je na talerzyku i postawiłam na stole.

- Smacznego - odparłam. Chłopak popatrzył na mnie krzywo.

- Nie będę jadł niczego, co było zrobione przez ciebie - wysyczał w moją stronę.

- Peeta, wszystko z tobą dobrze? - spytałam. Normalnie nigdy tak się nie zachowywał.

- Nic nie jest dobrze - podniósł się z krzesła i stanął nademną. Ja również podniosłam się do pionu. - Nic nie jest dobrze, bo jesteś tu ty. To przez ciebie zginęli niewinni ludzie. To przez ciebie zbombardowali Dystrykt Dwunasty. To przez ciebie moja rodzina nie żyje. To ty doprowadziłaś do rewolucji - w miarę jak ja się cofałam, on podchodził bliżej, aż w końcu natrafiłam na ścianę.

- I teraz za to zapłacisz - chwycił mnie za gardło i uniósł kilka centymetrów w górę, przez co nie dotykałam palcami podłogi.

Szarpałam się, płakałam. Próbowałam się jakoś wydostać z tej pułapki,  w której czułam się jak zaszczute zwierzę, ale na nic. Uścisk na mojej szyji był jak z żelaza. Później była już tylko ciemność.

                                 ***

Otworzyłam oczy, ale natychmiast je zamknęłam, przez ostre, białe światło. Powoli docierały do mnie wszystkie bodźce. Pikanie maszyn, zapach środka odkarzającego, szorstka pościel, którą byłam okrytał. To mogło oznaczać tylko jedno: szpital. Ostrożnie otwrzyłam oczy i obraz tylko utwierdził mnie w tym przekonaniu. Białe ściany, białe drzwi, nawet okno było białe. Po prostu całe pomieszczenie tonęło w bieli.

- Jak się czujesz, skarbie? - drzwi do sali otworzyły się, a w nich stanął mój były mentor.

- Co się stało? Peeta miał atak prawda? Nic mu nie jest? - strzelałam pytaniami jak z karabinu maszynowego.

- Tak, Peeta miał atak. On próbował cię... Udusić, ale na szczęście w porę się opamiętał. I nie, nic mu nie jest - odpowiedział Haymitch.

- A gdzie on jest? - spytałam. Widziałam zmieszanie na twarzy mężczyzny.

- On, yhm... Jak by ci to powiedzieć...

- Który dziś? - zapytałam, w duchu modląc się, żeby nie wypowiedział tej daty, o której teraz myślałam.

- 28 wrzesień - mruknął pod nosem, ale ja i tak usłyszałam. 28 września. Czyli mój chłopiec z chlebem w Kapitolu jest już dwa dni.

******************************************

Hej, cześć i siema wszystkim Trybutą!

Mam dla Was wiadomość, ale to od Was samych zależy, czy będzie ona zła czy dobra. Otórz, do końca tego opowiadania zostały ok. 1-2 rozdziały i epilog. Będzie bez happy endu, ale cóż, w każdym opowiadaniu takowe występuje, więc to będzie wyjątkowe i będzie bez szczęśliwego zakończenia.

Pewnie pomyślicie, że jestem zła, nie stosuję się do Epilogu z książki, ale  wcale tego nie chciałam. Katniss i Peeta od samego początku mięli nie żyć długo i szczęśliwie. Możecie mnie wyzywać w komentarzach, ale zakończenia nie zmienię.

Pozdrawiam tych, co nadal to czytają.

sobota, 6 sierpnia 2016

Rozdział 37: Ładnie to tak komuś koszulki kraść?

Minęło kilka tygodni od tego pamiętnego dnia, kiedy ty Peeta Mellark mi się oświadczył. Trzecie moje zaręczyny z nim, z których dwa były na poważanie, a jedno na pokaz.

Od tamtego dnia wiele się zmieniło. Paylor wydała za nami list gończy i jesteśmy poszukiwani, co nie podoba się Dystryktą. Chcieli obalić jej władzę, ale ta ma haka na każdego, kto może jej zagrozić. Więc musimy się szykować na jedno: odebranie jej posady prezydenta Panem siłą.

Codziennie wstajemy o 6.00 rano, jemy skromne śniadanie i wyruszamy na trening. Zorganizowaliśmy drużynę, która składa się z sześciu osób. Dwie z nich to ja i Peeta, reszta to Max, Dean, Lydia i Gale. Tak, dobrze słyszeliście, to ten sam Gale, który przed dwoma laty polował razem ze mną. Jemu także nie podobają się rządy naszej pani prezydent.

Nasze relacje nie są takie jak kiedyś, ale staramy odnosić się do siebie po przyjacielsku. Z przyjaźni przeszliśnny na relację kolega-koleżakna i w zupełności nam to wystarcza. Nie chcemy angażować się w coś poważniejszego, bo wiemy, że on będzie musiał wrócić do Dwójki na posadę burmistrza, a ja do Dwunastki. Czasami utniemy sobie krutką pogawędkę podczas ćwiczeń.

Zapomnieliśmy kompletnie o tym pocałunku w szpitalu. Ponadto, Mellar ciągle chowa do mojego niby "kuzyna" urazę o tamtą sytuacje. No i czasami bywa zazdrosny, co czasami jest urocze, a czasami denerwujące.

W chwili obecnej leżałam na leżaku przed naszym chwilowym domkiem i wpatrywałam się w liście drzew. Przypomniało mi się zdarzenie z naszych 74 Głodowych Igrzysk, kiedy to na treningu mój narzeczony popisał się swoim talentem do kamuflarzu, kiedy tak dokładnie odwzorował na swojej ręce światło pomiędzy liśćmi drzew.

A odnoście Peety - mój przyszły mąż postanowił zrobić coś na słodko i upiec babeczki, na które ja oczywiście ze zniecierpliwieniem czekam, bo mam na nie wielką chęć. Chciałam mu pomóc, ale on wygonił mnie z kuchni i powiedział, że sam się tym zajmie.

- Katniss! - z przed domu dobiegło mnie wołanie.

- W ogrodzie! - odkrzyknęłam.

- Patrz co dla ciebie mam - stanął przede mną z talerzem, na którym poukładane były czekoladowe muffinki.

- Mogę jedną? - spytałam niewinnie. Lubię się z nim drażnić.

- Głuptasie, to przecież dla ciebie je zrobiłem, czyż nie?

- Wiem, tak chciałam się z tobą podroczyć. Podeszłam do niego, wzięłam sobie jedną i pocałowałam go w policzek. Wgryzłam się w słodkie ciasto.

- Mmm, pycha - powiedziałam na głos swoje myśli, a on na to się zaśmiał.

- Miałem takie przeczucie, że ci zasmakują.

- Miałeś i się nie pomyliłeś - odparłam.

Zjadłam jeszcze dwie babeczki. Ponieważ czas upłynął nam dosyć szybko na rozmowie i wzajemnymy karmieniu się łakociami, z prędkością światła nadszedł późny wieczór i musieliśmy już iść spać, aby jutro wcześnie wstać na trening.

Weszłam pod letni prysznic, który odprężył wszystkie moje mięśnie. Po ok. 15 minutach stania pod natryskiem umyłam swoje ciało i włosy żelem i szamponem o zapachu kwiatów. Wyszłam z brodzika i osuszyłam skórę ręcznikiem. Ubrałam bieliznę i koszulkę Peety, która zakrywała moje majtki. Podebrałam mu ją. Raczej nie będzie zły. Włosy wytarłam i mokre związałam w warkocz.

Wyszłam z łazienki i udałam się do naszej sypialni.

- A ładnie to tak kraść czyjeś koszulki? - na wejściu spotkałam się z pytaniem Peety.

- Przepraszam, myślałam, że nie będziesz zły. Jeśli chcesz, mogę ją odłożyć - odpowiedziałam.

- Nie, nie trzeba. Pięknie w niej wyglądasz - oznajmił i położył swoje duże, ciepłe dłonie na moich biodrach po czym złożył na mych ustach szybki pocałunek. Wyszedł z pokoju i zapewne poszedł się umyć.

Położyłam się na łóżku i zmęczona usnęłam.

Ello mello!

Przybywam z kolejnym rozdziałem. Przepraszam, że dodaje je z takimi odstępami czasowymi, ale moja we na co do tego opowiadania cgba się wypala :/ Staram się jak mogę, żeby pisać w wolnej chwili, ale oprócz tego piszę jeszcze dwie inne opowieści na Wattpadzie, więc zrozumicie, że to nie jest wcale tak prosto pisać trzy opowiadanie jednocześnie :(

Pozdrawiam.

Bad Rebel, dawniej Rue Alison💙

sobota, 2 lipca 2016

Rozdział 36: Prawda

Podniosłam przedmiot, którym okazał się... Pierścionek zaręczynowy?

- Katniss,  kochasz mnie. Prawda czy fałsz? - spytał.

- Prawda - odpowiadam bez zastanowienia. To prawda, kocham go.

- W takim razie wyjdziesz za mnie? - zadał to samo pytanie co kiedyś.

Czy chcę za niego wyjść? Czy chcę spędzić z nim resztę życia? Czy chcę się z nim zestarzeć? Czy chcę nosić jego nazwisko?

Przy Peecie czuję się bezpiecznie. Czuję się kochana, potrzebna. Wiem, że nigdy by mnie nie zostawił.

Ale czy mogę mu ponownie zaufać, po tym jak mnie zdradził? Już raz przyjęłam jego zaręczyny, a on tak po prostu... Przespał się z inną.

Ale jednak go kocham. Nie tak jak Gale'a. Jego kochałam jak brata, natomiast Peet'e kocham... Prawdziwą miłością? Nie wiem sama jak to nazwać.

Nic nie odpowiedziałam, tylko wpiłam się łapczywie w jego usta. Przez ten gest chciałam mu przekazać wszystkie moje wątpliwości, wachania i miłość do niego.

On objął mnie rękami w talii, przysuwając jeszcze bliżej siebie, tak, że teraz siedziałam mu okrakiem na kolanach. Dłonie zaplotłam na jego karku, bawiąc się jego ciut przydługimi włosami.

- Czyli tak? - wydyszał w moją stronę, kiedy oderwaaliśmy się, kiedy zabrakło nam tchu.

-  A jak myślisz? - spytałam zagadkowo, ponownie składając na jego wargach pocałunek.

- Uznaję to za tak - szepnął między pocałunkami. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Ello mello Wszystkim!

Was nie da się zaskoczyć 😉. Wszyscy zgadliście prawidłową odpowiedź, którą okazał się pierścionek zaręczynowy 💍. Jednak zwycięzca może być tylko jeden, a jest nim... Mery Vlog! Wielki gratulacje 👏. Zatem do Ciebie należy dedykt.

A teraz tak oficjalnie: Rozdział 36: Prawda dedykowany jest dla Mery Vlog, która jako pierwsza odgadła zagadkę z poprzedniego rozdziału.

Panem dziś, Panem jutro, Panem na zawsze!

piątek, 1 lipca 2016

Wattpad

Ello Mello Wszystkim!

Mam do Was pytanie: Macie konta na Wattpad'zie? Jeśli tak, to podawajcie swoje loginy w komentarzach.

Mnie możecie znaleźć jako Blood_Merry_ . Piszę tam dwie książki:
•  ,,Dziewczyna z Przepowiedni" ~ Fantasy
•  ,,You Race?" ~ Akcja
Oraz mam tam przeniesionego tego bloga.

Jeszcze raz przypominam: w komentarzach podawajcie swoje loginy na Wattpad'zie. Chętnie spojrzę na Wasze konta.

Pozdrawam
Rue 💙

środa, 29 czerwca 2016

Rizdział 35: Bułka w kształcie serca.

- Wcale, że jest. Za to, że wydostaleś mnie z więzienia, za to, że mnie tutaj przywiozłeś, za to, że urządziłeś dom tak samo, jak w Dwunastce, za to, że zawsze byłeś obok, gdy cię potrzebowałam, za to, że narażałeś dla mnie swoje życie, za to, że mnie pokochałeś, mimo moich wad. A najbardziej za to, że jesteś.

- I nigdy od ciebie nie odejdę.

Po tych słowach złożył na moich ustach z początku delikatny pocałunek, ale ja go pogłębiłam, przez co stał się bardziej namiętny i brutalny. Oderwaliśmy się od siebie, gdy zabrakło nam tchu.

Mój głodny brzuch dał o sobie znać, co wywołało parsknięcie śmiechu u Peety.

- Chodź, upieczemy bułki - oznajmił, po czym udał się do kuchni, a ja za nim.

Razem z blondynem wyjęliśmy wszystkie potrzebne składniki. Nie obyło się oczywiście bez rzucania mąką, ale wspólnymi siłami -  głównnie siłami niebieskookiego - zrobiliśmy pieczywo, a gdy piekarnik się nagrzewał, ja poszłam wziąść prysznic i się przebrać,  aby zmyć z siebie biały proszek.

Weszłam pod natrysk, z którego leciała letnia woda. Włosy napieniłam szamponem o zapachu lasu, a ciało żelem o tej samej woni. Spłukałam pianę z moich brązowych pukli i ze skóry, po czym opatuliłam się ręcznikiem w jakieś śmieszne wzorki. Osuszyłam nim się. Założyłam czarną, koronkową bieliznę. I w tym oto momencie przypomniałam sobie, że nie wzięłam ze sobą ubrań.

Na szczęście ani na korytarzu, ani w sypialni nikogo nie spotkałam. Z szafy wyjęłam koszulkę oraz czarne jeansy i ubrałam się tutaj. W łazience posprzątałam, wywiesiłam mokry ręczniki i zeszłam na dół, gdzie czuć już było zapach pieczonych bułek serowych - które nawiasem mówiąc - uwielbiam.

W kuchni siedział blondyn. O dziwo był czysty, bez żadnego śladu mąki na ciele.

- Mamy jeszcze jedną łazienkę? - zadałam nurtujące mnie pytanie, no bo helloł, raczej nie poszedł o nie wykąpał się w kałuży, co nie?

- Tak, koło salonu są drzwi do niej - odpowiedział. Wyglądał, jakby był, hm... Zdenerwowany?

Kiedy piekarnik wydał z siebie to charakterystyczne "pik", niebieskooki jak poparzony wstał z krzesła i do niego wręcz podbiegł. Wyciągnął z niego pieczywo, lecz nie dane mi było nawet na nie spojrzeć, bo od razu zostałam zaprowadzona na kanapę przed telewizor.
- Obejrzyjmy może coś, jak bułki będą się studzić, dobrze? - zaproponował, a ja przystałam na ten układ.

Peeta włączył jakieś romansidło, które nie było zbyt ciekawe. Niebieskooki przez cały film był spięty i stukał palcami i oparcie sofy, na której leżeliśmy.

- No, bułki chyba już wystygły - oznajmił z uśmiechem.

Wstaliśmy i poszliśmy do kuchni. Po środku blachy leżała
bułeczka w kształcie serca.

- Na w środku jest dla ciebie - szepnął.

Wzięłam ją i przepołowiłam, tak jak miałam w zwyczaju. Na podłogę spadło coś, co wyleciało z wnętrza pieczywa. Podniosłam przedmiot, którym okazał się...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jak myślicie, czym jest ten zagadkowy przedmiot? Dla osoby, która zgadnie, następny rozdzialik dedykowany. Rozwiązanie piszcie w komentarzach 😉

czwartek, 3 marca 2016

Rozdział 34: Witamy w Dystrykcie Zerowym!

~ Oczami Katniss ~

Obudziłam się przez komunikat o lądowaniu. Podniosłam się z czegoś wygodnego. Spojrzałam na to 'coś' i zauważyłam, że to kolana Peety, a on sam wpatrywał się w okno w zamyśleniu.

- Obudziłaś się już - uśmiechnął się w moją stronę, co ja odwzajemniłam.

- Gdzie jesteśmy? - spytałam, rozglądając się po pokładzie poduszkowca.

- Witamy w Dystrykcie Zero! - chłopak udał kapitoliński, wysoki głos, na co się zaśmiałam.

Wstałam z jego kolan i przeciągnęłam się przecierając oczy.

- Długo spałam?

- Cały lot,  czyli jakieś 5 godzin, a co?

- Bo jestem jakoś dziwnie wyspana - odpowiedziałam.

- Nie dziwię ci się. Musiałaś spać na jakieś leżance w więzieniu - na samo wspomnienie się skrzywiałam - ale ważne, że już jesteśmy razem, i nic nas nie rozdzieli - dokończył, po czym złożył na moich ustach namiętny pocałunek. Jego usta smakowały miętą i czymś jeszcze, czego nie potrafiłam określić. Jego dłonie tak idealnie obejmowały moją talię. Jego usta tak wspaniale pasowały do moich. Jego pocałunki przepełnione wszystkimi uczuciami, które teraz odczuwał. Jego język tak,idealnie walczy z moim o dominacje. Jego...

- Dobra zakochańce. Zbierać się, bo się tu zaraz pożrecie - naszą chwilę przerwał nam Haymitch.

- Ekhem... - odchrząknęłam.

Wstaliśmy z foteli, po czym udaliśmy się do wyjścia, uprzednio zabierając ze sobą dwie walizki, które blondyn zabrał ze sobą.

Dystrykt Zero to dość dziwne miejsce. Są tu łąki, lasy, a w oddali majaczą niezbyt wysoki góry, głównie porośnięte - najprawdopodobniej - iglastymi drzewami, ale na samych szczytach występowały gołoborza.

Mieszkańcy wyglądali, jakby wywodzili się ze wszystkich dystryktów Panem. Niektórzy jak ludzie z Kapitolu, Jedynki i dwójki, a niektórzy jak z Ósemki czy Jedenastki.

Nie było tu takiego podziału jak w Dwunastce, co zdecydowanie mi się podobało. Nie było podziału na bogatych i biednych. Nie było podziału na lepszych i gorszych. Ta jedność wprowadzała tu bardzo przyjemną atmosferę.

- Podoba mi się tutaj - szepnęłam. Jednak na tyle głośno, żeby niebieskooki to usłyszał.

- Też tak sądzę - odrzekł tym samym tonem co ja - A teraz chodź, pokarzę ci nasz dom.

Przytaknęłam mu i ruszyliśmy wybrukowaną uliczką. Miasteczko wyglądało na porządne i zadbane. Kilka sklepików, piekarnia, ratusz i domy. Nic dodać nic ująć.

Po 15 minutach drogi staneliśmy przed drewnianą - sądząc po zapachu drewna - świeżo wybudowaną chatką. Peeta otworzył przede mną drzwi. Podziękowałam mu skinienem głowy i weszłam do środka.

Mieszkanie było urządzone identycznie jak to w naszym rodzimym dystrykcie. Dosłownie. Każda ściana, każdy mebel wyglądały jak nasze. Nie wiem jak on to zrobił, ale jestem mu za to dozgodnie wdzięczna.

Rzuciłam mu się na szyję, oplatając ją rękami.

- Dziękuję ci,  naprawdę, za wszystko.

- Ale naprawdę nie ma za co - odpowiedział.

- Wcale, że jest. Za to, że wydostaleś mnie z więzienia, za to, że mnie tutaj przywiozłeś, za to, że urządziłeś dom tak samo, jak w Dwunastce, za to, że zawsze byłeś obok, gdy cię potrzebowałam, za to, że narażałeś dla mnie swoje życie, za to, że mnie pokochałeś, mimo moich wad. A najbardziej za to, że jesteś.

- I nigdy od ciebie nie odejdę.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Powracam!

A wiecie dlaczego? Dla Was. Kiedy dziś przeczytałam Wasze komentarze, wena miała nagły przypływ, więc oto powstał rozdział 😊. Myślę, że dam radę nadrobić zaległości. W końcu mamy wakacje! Zdał ktoś z czerwonym paskiem? Jak tak to chwalcie się! Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze zagląda. Pozdrawiam.

Wasza Rue💙

środa, 2 marca 2016

Rozdział 33: Każdy z nas popełnia błędy. To nieuniknione.

~Oczami Peety~

Lecimy poduszkowcem, a raczej uciekamy. Gdzie? Do tak jakby Dystryktu zerowego. Tam będziemy bezpieczni. Tam Katniss będzie bezpieczna. Nie mogę uwierzyć, ze znów mam cały mój świat przy sobie. Moją ukochaną. Moją małą truskaweczkę. 

Spoglądam na nią ukradkiem. Jest odwrócona do mnie tyłem. Jej spokojny oddech świadczy o tym, że zasnęła. Doskonale o tym wiem. Z kąt? Kiedy podczas Turnee  Zwycięzców Kat miewała nocne koszmary, kiedy nękały ją straszne wspomnienia z areny 74 Głodowych Igrzysk zawsze kiedy krzyczała przychodziłem do niej, uspokajałem i czekałem aż zaśnie. Pamiętam, że choć nienawidziłem kiedy stawała jej się krzywda,  to w głębi dysz dziękowałem za te koszmary, bo mogłem się do niej zbliżyć. Mogłem tulić ją w mych ramionach, wdychać jej zapach lasu. Wtedy nauczyłem się rozpoznawać, kiedy ma wyśniona miłość śpi, a kiedy udaje. Później nasze życie przerodziło się w prawdziwy koszmar, znacznie gorszy od naszych wspólnych, Głodowych Igrzysk. Musieliśmy ponownie wrócić na arenę. Bezwzględnie zbijać niewinne osoby, czyli zwycięzców, którzy zwyciężyli przed nami, którymi byli łamacz kobiecych serc i mąż Annie, Finnick, wiecznie niezadowolona Johannna, genialny Beetee wraz z Wirres, Mags, która poświęciła życie, by mnie uratować i wielu innych. Jednak najstraszniejsze czekało nas trzeciej nocy igrzysk, gdy została już tylko garstka trybutów. Wtedy to tez Beetee wprowadził swój plan wysadzenia areny w życie. Mówił, że chce tylko pozbawić zawodowców źródła pożywienia, lecz on oszukał mnie i Katniss. Tak naprawdę plan meli opracowany od początku do końca. Chcieli nas wyciągnąć z areny-zegara, a bardziej Kat chcieli "wyłowić", aby poprowadziła rewolucjonistów, dążących do przejęcia władzy i pozbawieniu prezydenta Snow'a jego marnego żywotu. Niestety nie wyłowili wszystkich. Mnie, Johanne i Enobarie zabrał Kapitol na przesłuchania i tortury, a Annie pojmali, aby mieć haka na Odair'a. Ale na szczęście Katniss była bezpieczna i tylko to się liczyło. Oni wiedzieli, że Jo coś wie, dlatego stosowali wobec niej jedne z najbardziej  brutalnych tortur. Razili ją prądem i podtapiali, co tylko potęgowało jej ból. Ze mnie także próbowali wyciągnąć informacje, grozili, że zabiją Kat, ale kiedy tylko spostrzegli, że ja nic nie wiem, zaczęli mnie osaczać. Pokazywali fałszywe film, na których moja mała truskaweczka chciała mnie zabić. Na początku opierałem się, ale w końcu mnie złamali. Uwierzyłem, że moja ukochana jest zmiechem, pragnącym krwi i śmierci kolejnych osób. Potem odbili mnie żołnierze z Trzynastki. Gale przyjął za mnie pocisk. Gdy zobaczyłem Kat, tam w szpitalu, przez moment chciałem ją przytulić, pocałować. Lecz trwało to tylko chwile, bo zmiech przejął  nade mną władze i zacisnął swoje łapy na szyi mojej miłości. Czułem się wtedy ja w klatce. Moja prawdziwa osobowość próbowała przejąć kontrole nad moim ciałem, lecz prezydencki zmiech nie pozwalał mi na to. On tylko jeszcze mocniej zaciskał swoje łapska na jej delikatniej szyi. Chciałem go powstrzymać, lecz nie udało mi się. Na szczęście jeden z wojskowych uratował całą sytuację i odepchnął zmiecha od  Katniss, pozbawiając mnie tym samym świadomości. Ale to się nie liczyło. Pragnąłem tylko, żeby moja ukochana przeżyła. 

- Nad czym tak rozmyślasz? - z myśli wyrywa mnie jej delikatny głos.
-  O niczym ważnym - odpowiadam. 
- Katniss, bo ja muszę ci o czymś powiedzieć - zaczynam. Jej mina przybiera poważny wyraz twarzy, a ona delikatnie kiwa głową na znak, żebym zaczął mówić. - A więc, wszystkie złe rzeczy, które ci się przytrafiły od zakończenia rewolucji, to wszystko przeze mnie - opowiadam jej wszystko, czego się dowiedziałem od Paylor. - To wszystko moja wina. - tymi słowami kończę swą opowieść. 
- Nieprawda. Każdy z nas popełnia błędy. To nieuniknione. - odpowiada tylko i wtula się w moją klatkę piersiową, a ja obejmują ją ramieniem.  

sobota, 13 lutego 2016

Rozdział 32: Jak ptak wypuszczony z klatki

Siedzę na więziennej pryczy i obracam z palcach perłe. To jedyna rzecz, jaka przypomina mi o Peecie. Tyle mam. Tylko tyle przypomina mi o nim. Nie mam pierścionka, bo zerwałam z nim zaręczyny, po tym, jak zastałam go w ... łóżku z Delly. Co im się stało? Delly przecież była wspaniałą dziewczyną. Zawsze uśmiechniętą, gotową, by pomóc innym. A teraz zachowała się jak zwykły pustak z Kapitolu. Na prawde. Jakby ktoś zrobił jej pranie mózgu. Szkoda, bo ją naprawdę lubiłam.
A Peeta? Na nim zawiodłam się chyba najbardziej. Kochałam go, wspierałam i ci najważniejsze, zaufałam, co w moim wypadku nie zdarza się zbyt często. Zaufałam mu bezgranicznie. I co zrobił? Zdradził mnie z Delly. Tłumaczył się, że nie pamięta tego, że jego przyjaciółka z dzieciństwa dosypała mu czegoś do herbaty. Uwierzyłam mu. Dlaczego? Bo go kocham. Nadal.
Na korytarzu usłyszałam podejżane szepty. Z pewnością nie byli to strażnicy. Kiedy on idą słychać ich na odległość kilkunastu metrów. Tak, to na pewno nie oni.
- Szypciej, bezmózgu. - ten ton głosu i słowo " bezmózgu " rozpoznam wszędzie.
- Johanna? - pytam jak najciszej.
- Katniss? - ten głos, przez który moje serce bije mocniej.
- Tutaj. - odpowiadam i wystawiam ręke przez małe, okratowane okienko.
- Bierz tą łapę. - Jo mówiąc to lekko bije mnie w dłoń.
- Co chcecie zrobić? - pytam.
- Zobaczysz, a teraz odejdź od tych cholernych drzwi. - oznajmia Johanna a ja posłusznie wykonuję jej polecenie. Rozlega się ciche skwierczenie a po chwili moi wybawiciele wchodzą do mojej celi. Poprawka. To była moja cela. Rzucam się Peecie w ramiona. Wdycham jego zapach. Jal zawsze pachnie świeżym chlebem, koprem i cynamonem.
- Yhm, nie chcę wam przerywać gołąbki, ale musimy uciekać. - Johanna przerywa nam tę rozkoszną chwile.
- Już idziemy. - odpowiada Peeta i łapie mnie za ręke.
Biegniemy po schodach na dach. Podobnież ma na nas czekać poduszkowiec. Stajemy na dachu. Rozglądam się po niebie, ale nie zauważam żadnego poduszkowca.
- Gdzie do cholery jasnej jest ten poduszkowiec? - krzyczy do telefonu Mason.
- Słuchajcie mnie! Poduszkowiec odleciał do pobliskiego lasu na jakąś polane. Musimy tam dotrzeć. To jest zła wiadomość. A ta gorsza to ta, że musimy skakać z dachu. Ale nie bujcie się, coś tam rozłożyli. - że co!? Mamy z dachu skakać.
- Johanna, jesteś pewna? - pytam.
- Nie. To pomysł Haymitcha. Ale jeśli wolisz zostać powieszona publicznie to możesz zostać. - oznajmia typowym dla siebie tonem Jo.
- Posłuchaj mnie. Nic ci się nie stanie. Skoczę razem z tobą, dobrze? - blondyn próbuje mnie przekonać.
- No dobrze. - odpowiadam.
Podchodzimy do krawędzi dachu.
- Ufasz mi?
- Zawsze.
W powietrzu czuję się jak ptak, wypuszczony z klatki.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej, cześć i siema!
Jak podoba się nowy rozdział?
Zauważyłam ostatnio dosyć niepokojącą zmianę. A mianowicie: brak komentarzy. Cztery komentarze zbierały się ok. 1,5 tygodnia. Dlatego proszę: Niech każdy, kto to czyta pozostawi po sobie ślad w postaci komentarza. Może być to nawet komentarz składający się z jednego wyrazu. Bardzo mi na tym zależy, bo liczba wyświetleń ma już prawie 11 tyś. a komentarzy jest dosyć mało.
Pozdrawiam
Rue Alison♥

niedziela, 31 stycznia 2016

Rozdział 31: Rozmowa z Prezydentem + LBA#2

~ Oczami Peety ~
Idę po marmurowych schodach do gabinetu Paylor. Nie mogłem znieść tej bezsilności po widzeniu z Katniss. Muszę coś zrobić. Nie mogę siedzieć bezczynnie z założonymi rękami i liczyć na łud szczęścia. Nie mogłem się z kontaktować z prezydentem, więc postanowiłem złożyć jej wizytę osobiście. Za mną podąża Johanna. Powiedziała coś w stylu ,, Nie puszczę cię tam samego, bo jak coś ci się stanie to ciemna masa mnie zabije. '' I w ten oto sposób Jo udaje moją niankę z marnym skutkiem.
Wreszcie stajemy przed bogato zdobionymi drzwiami, za którymi znajduje się gabinet pani prezydent. Nie zważając na strażników po prostu otwieram drzwi i wchodzę do pomieszczenia. Zastaję tam panią prezydent Paylor we własnej osobie, która spokojnie popija herbatkę i przegląda papiery. Czy ona w ogóle wie co dzieje się w  państwie, które jest pod jej pieczą?
- O witam Peeto. Czemu zasługujemy tę wizytę? - mówiąc to jej usta wykrzywiły się w jakimś dziwnym uśmiechu. Widzę jak Johanna ma ochotę jej przywalić, jednak skinieniem głowy daję jej do zrozumienia, że ma tego nie robić.
- Przyszedłem prosić drogą panią prezydent o ułaskawienie mojej narzeczonej, Katniss Everdeen, ponieważ została ona niesłusznie oskarżona o zabicie prezydent trzynastki. - oznajmiłem to najbardziej oficjalnym tonem na jaki było mnie stać.
- Z tego ci mi wiadomo, panna Everdeen zabiła byłą prezydent. - powiedziała Paylor.
- Ale niesłusznie! Ona była niezrównoważoba psychicznie! - no i do akcji wkroczyła Mason.
- Proszę z tąd wyjść Johanno, bo wezwę ochronę. - nerwy po woli kończą się także i prezydent.
- Nigdzie nie idę! - no a Johanna oczywiście musi postawiç na swoim. Jakbyśmy mieli nie dosyć problemów.
- Ochrona, proszę wyprowadzić pannę Mason z Pałacu Prezydenckiego. - mówi Paylor, a strażnicy, chociaż Jo rzuca się i wyzywa ich od najgorszych, to oni jednak cudem wyprowadzają ją z gabinetu. Teraz jestem w tym pokoju tylko ja i prezydent Panem.
- A więc; czy uniewinni pani Katniss? - ponownie zadaję to samo pytanie.
- Nie. - z mojej twarzy odpływa cała krew.
-  Ale dla ... dlaczego? - z niedowierzania aż się jąkam, co zbyt często się nie zdarza.
- To zemsta. - odpowiada lakonicznie Paylor.
- Za co?! - .
- Pamiętasz tą dziewczynę z ósemki którą zabiłeś na 74 Głodowych Igrzyskach? To była moja siostrzenica. Przygarnęłam ją do siebie i wychowałam jak własną córkę. A ty tak po prostu ją zabiłeś. Te wszystki niewyjaśnione " przypadki " w życiu twoim a w szczególności Katniss to była moja zasługa. Na początku próbowałam ją zabić, lecz ci cali płatni mordercy spudłowali i Kosogłos przeżył. Później w skutek różnych leków zmieniłam osobowość Delly, tak, żeby wpakowała ci się do łóżka. Zadbałam także o to, aby siatka była pod napięciem. Ale to nie podziałało. Wy nadal byliście razem. Aż w końcu wpakowałam twoją ukochaną do więzienia. - nie mogę uwieżyć w słowa wypowiedziane przez Paylor. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że to wszystko jej sprawka.
- Czemu chciałaś zabić Katniss a nie mnie? - .
- Zastanów się; jak sprawić ci największy ból. Zabić ją czy ciebie? - kolejne pytanie z ust prenydent. Na nie odpiwiedź jest tylko jedna:
- Ją - odpowiadam niemalże szeptem.
- Myślę, że już wszystko sobie wyjaśniliśmy. - mówi prezydent. Nie mam najmniejszej ochoty patrzeć na nią i wychodzę, głośno trzaskając drzwiami.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
LBA#2
Dziękuję za nominacje od Katniss Greanger.
1.Ulubiony pairing książkowy?
Peetniss, z Imperium Ognia Elias i Laia i z Domu Tajemnic  Kordelia i Will
2. Często zdarza Ci się fangirlować w miejscu publicznym? Jeśli tak, to czym się objawiają się takie ataki fangirlingu?
Nie.
3. Jeśli mogłabyś zmienić bieg wydarzeń w wybranej książce, jaka byłaby to książka, jakie wydarzenie i dlaczego akurat to?
Byłaby to książka Dom Tajemnic. Nie pozwoliłabym odejść Will'owi. On miał być z Del ( zdrobnienie od Kordelii) !!!
4. Wolisz oglądać film z napisami, dubbingiem czy z lektorem?
Z dubbingiem.
5. Gdyby istniała możliwość przywrócenia do życia trzech książkowych bohaterów, kogo byś wybrała i dlaczego?
Z IŚ Rue, Prim i Finnicka ( moje ulubione zmarłe osoby ).
Z HP Syriusza
6. Ulubiony wokalista?
Mam wokalistki ( i to trzy xd): Ellie Goulding, Taylor Swift i Sia
7. Często masz kaca książkowego? Po każdej książce, czy tylko po wybranych? Po jakiej książce miałaś największego kaca?
Tylko po tych książkach, które mnie wciągnęły na maxa. Największego kaca miałam po Igrzyskach Śmierci.
8. Ulubiona scena z filmu?
Kochasz mnie. Prawda czy fałsz? Prawda.♡♡♡
9. Najlepsze wydarzenie z 2015 roku?
Premiera Kosogłos II  i podidzenie z przyjaciółką.
10. Wymieniłabyś wszystkich swoich książkowych mężów i przypisała do nich jedną cechę, która najbardziej Ci się w nich podoba?
Mam tylko czterech:
Peeta- troskliwość
Finnick- poczucie humoru
Elias- odwaga
Harry Potter- lojalność
11. Do jakich fandomów należysz i który był tym pierwszym?
Tributes
A ja nie nominuję nikogo. Powód: wszystkie blogi jakie czytam w ostatnim czasie zostały nominowane i to niektóre niejednokrotnie. Więc się wyróżnę i nikogo nie nominuję.

sobota, 23 stycznia 2016

LBA

Zostałam nominowana przez Yoo9622 za co bardzo dziękuję.

1. Ulubiony zespół?
Słucham praktycznie wszystkiego co wpadnie mi w  ucho więc takiego nie posiadam.

2. Dlaczego zaczęłaś pisać bloga?
Chciałam stworzyć własną historię Katniss i Peety... a tak w ogóle to dalszych losów. No i chciałam udowodnić coś sobie i starej nauczycielce od polskiego:-).

3. Jakie jest twoje ulubione zwierze?
Konie i psy.

4. Jaki jest twój ulubiony kolor?
Zdecydowanie niebieski i czarny.

5. Jaka jest twoja ulubiona piosenka?
Mmm... chyba takiej nie mam. Słucham wszystkiego co wpadnie mi w ucho.

6. Co skłoniło Cię do pisania?
Chciałam pokazać sobie, że też potrafię coś napisać, co spodobało by się innym.

7. Jaka jest twoja ulubiona książka?
Napewno "Igrzyska Śmierci", " Imperium Ognia", " Harry Potter", " Wampiraci" , " Dom Tajemnic" i dużo jeszcze tego, ale te najchętniej czytam. No i jeszcze na wattpad'zie

8. Jesteś optymistką, pesymistką czy realistką?
Zdecydowanie optymistka.

9. Jakie jest twoje ulubione polskie miasto?
Kraków.

10. Jaki jest twój ulubiony aktor/aktorka?
Aktorka: Jennifer Lawrence.
Aktor: Johnny Depp

11. Jakich typów ludzi nie lubisz?
Fałszywych i zakłamanych. No i nie lubie smutasów.

Moje nominacje:
- Zuzamenka
- dzolanna
- Vinelly
- Naszarystka

Pytania:

1.Jak zaczęłaś swoją przygodę z pisaniem?
2. Co twoim zdaniem jest najtrudniejsze w pisaniu?
3. Ulubiony film?
4. Masz jakiejś hobby oprócz pisania?
5. Ulubiona potrawa?
6. Jak masz naprawdę na imię?
7. Czy podoba ci się twoje imię? Jeśli nie to jak chciałabyś mieć nan imię?

niedziela, 17 stycznia 2016

Rozdział 30: ,, Domem, za którym tak tęsknię. ''

Rozdział krótki. Moja wena tylko na tyle mi pozwoliła. Wolałam napisać krócej ale dobrze niż wymuszać na sobie rozdział, który byłby beznadziejny. Starałam się pisać bezbłędów. Pozdrawiam
Rue Alison♥

                  Tydzień później

~Oczami Peety ~

Od aresztowania Katniss minął już tydzień. Nie mogę się z tym pogodzić, że za morderstwo Coin może nawet dostać karę śmierci. Próbowaliśmy skontaktować się z Paylor, ale nie odpowiada. Ciągle gniewam się na Haymitcha, za to, że gdy moja ukochana była zabierana do więzienia, on najzwyczajniej w świecie spał upity do nieprzytomności gdzieś w jednej z sypialni, którą zamienił w istną melinę. Mógł zareagować, wyjaśnić to wszystko. Za to nawet palcem nie kiwnął. W pierwszej chwili miałem ochotę go rozszarpać, ale powstrzymała mnie Johanna.

Na szczęście dziś mogę spotkać się z Kat. Zobaczyć ją, przytulić, pocałować. Poczuć jej zapach, który pachnie lasem. Ująć jej filigramowe, pocharatane przez blizny dłonie.

Czemu nas to spotyka? Czemu nie możemy żyć w spokoju jak inni, normalni ludzie? Gdyby nie to, że Katniss zgłosiła się na igrzyska za Prim, a mnie nie wylosowano, żylibyśmy normalnie. Poprawka. Żylibyśmy w strachu, Głodowe Igrzyska nadal by trwały, Snow dalej byłby bezwzględnym dyktatoren. I co gorsza; możliwe, że nie wyznałbym Kat miłości, a ona byłaby najprawdopodobniej z Gale'm. Ale nie zginęłyby tysiące ludzi, żyła by Prim i moja rodzina. Rewolucja zabrała nam wiele, ale i także wiele nam dała. To dzięki niej jesteśmy wolni. Żyjemy w demokratycznym kraju. To dzięki rebelii mam Katniss, którą już niedługo mogę stracić.
 
~Oczami Katniss~

Dziś mam widzenie z Peetą. Siedzę w tym zapchlonym więzieniu od tygodnia. Za jakie grzech? Życie jest okrutne. Trudno, przyzwyczaiłam się do tego. Może lepiej byłoby je zakończyć? Być razem z Prim, Finnickiem, Rue i wszystkimi tymi osobami które odeszły. Tak byłoby prościej.

Klucz w zamku od mojej celi przekręca się i do ''mojego pokoju'' wchodzi strażnik. Zakuwa mi ręce w kajdanki i wyprowadza, najpewniej do sali odwiedzin. Chodzimy przez długie, kręte i przytłaczająco szare ( jak wszystko tutaj ) korytarze. Wreszcie docieramy do małych, drewnianych drzwi. Mężczyzna zdejmuje mi kajdanki i brutalnie wpycha do pokoju. Co za nerwy.- myślę. Siadam na jednym z dwóch stojących przy małym stoliku  krzeseł i czekam.  Jedna sekunda to dla mnie minuta. Jedna minuta to godzina. Jedna godzina zdaje się trwać wiecznie, choć od mojego przyjścia tutaj według wiszącego na ścianie zegara jestem tu dopiero 5 minut.

Wreszcie do sali widzeń wchodzi On.Blond włosy, już przedługie opadają Mu na czoło. W oczach błyszczą iskierki radości, choć mogę przysiądz, że chwilę temu Jego wzrok był całkiem nieobecny. Delikatny uśmiech błądzi po Jego, tak znanej mi twarzy. Słyszę swoje imię wypowiadane przez Jego głos, którym tak często uspokajał mnie w nocy, kiedy przyśnił mi się koszmar. Podchodzę do Niego i mocno wtulam się w Jego ciało. On go odwzajembnia z tęsknotą, smutkiem i jednocześnie radością. Wdycham jego zapach. Pachnie świeżym chlebem, koprem i cynamonem. Pachnie domem, za którym tak tęsknię.