poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Rozdział 11: Sen

  Hej, cześć, siema moi trybuci! Ogromnie chcę podziękować za te 1000 wyświetleń. Wcześniej prowadziłam watahe ale ona przez rok zbierała tyle wyświetleń ile dalsze losy przez 2 miesiące. Pragnę także podziękować za komentarze pod ostatnią notką. One naprawdę ogromnie mnie motywują do dalszego działania. Nie przedłużając zapraszam do czytania i komentowania. Pozdro.
Rue Alison♥

  Razem z Peetą leżymy na łóżku. To znaczy on śpi a ja leżę. Nie mogę zasnąć. Emocje z dzisiejszego dnia jeszcze mnie nie opuściły. Najpierw zagadkowe zniknięcie blondyna później tajemniczość Haymitcha a na sam wielki  koniec oświadczyny. Przypatruję się małemu cudu na moim serdecznym palcu. Pierścionek jest naprawdę piękny.
  Jest ze srebra.  Zamiast diamentu jaki był w obroczce od Snowa na tym podarunku są dwie oszlifowane  polowy pereł. Jedna z nich jest czrna - druga zaś biała. Na nich wygrawerowany jest kosogłos a pod nim dwie litery '' K&P'' . Całość jest piękna. Nawet nie wyobrażam sobie ile musiał kosztować.
  Wpatruję się jeszcze w niego około pół godziny aż w końcu i ja staję się senna. Odkładam pierścionek na szafkę. Ostatni raz spoglądam na błękitnookiego. Kilka pasem włosów spada mu bezczelnie na czoło. Odgarnuję mu je i sama zapadam w sen.
*************************************
  Budzę się na łące. Jest piękna. Niedaleko jest las a w powietrzu unosi się cudowny zapach wiosny. Wszędzie jest pełno kwiató: mniszków, niezapominajek, prymulek, bratków. Z oddali słychać śpiew ptaków. Rozglądam się dookoła. Niedaleko od miejsca gdzie się znajduję zauważam moich przyjaciół. Są wszyscy którzy odeszli. Prim, Rue, Finnick, tata, Cinna, Magst, Wiress, Boggs. Idę w ich kieruknu. Rue, Primose i Mags pletą wianki z kwiatów. Wiress siedzi koło nich i śpiewa o '' myszce która wleciała do zegara ''.  Finnick, tata, Cinna i Boggs o czymś rozmawiają. Nagle mój były stylisa mnie zauważa. Podchodzi do mnie i wita mnie
- O jak się miewa moja dziewczyna która igra z ogniem? - .
- Ciężko. Bez was wszystko jest jakiejś inne, opce. - .
- Ej co to za smutna mina. Pamiętaj: głowa do góry, szeroki uśmiech. Wszyscy cię pokochają. - mówi a we mnie odradzają się wszystkie wspomnienia.
- Nadal bawisz się w projektowanie? - pyta.
- Nawet sobie nie żartuj. -  parskam śmiechem.
- No i dobrze bo z projektowania to ty jesteś kompletne beztalęcie. - .
Później tylko siedzimy na trawie i rozmawiamy o wszystkim i o niczym. Na głowie mam wianek od Prim i Rue. Czekam aż wszystko zaraz stanie się coś złego. Aż moi przyjaciele zamienią się w zmiechy. Lecz nic takiego nie następuje.
- Czas się pożregnać Kat. - oznajmia mój ojciec.
-  I pamiętaj że zawsze jesteśmy z tobą. - dodaje Prim.
- Katniss, zaopiekuj się moim synem. - prosi Odair.
- Obiecuję. - mówię a zaraz po tym wszystko się rozpływa, ulatnia.
*************************************
Rozglądam się po sypialni. Odruchowo sięgam ręką, aby sprawdzić czy Peeta nadal śpi. Jest. Spoglądam na zegarek. Jest dopiero 3:40 zamykam oczy ale tym razem już nic mi się nie śni.

sobota, 29 sierpnia 2015

One Shot: Największy Wróg

Hej, cześć, siema moi trybuci! Tym razem One Shot i to oczami Peety. Mam nadzieję że da się to przeczytać. Trochę krutki. Miłego czytania i komentowania.
PS. Zmieniłam nazwę. Jak wam się podoba?
Rue Alison♥

- Katniss Everdeen - wylicza nauczycielka.
- Obecna. - mów tym swoim pięknym głosem.
- Peeta Mellark - .
- Obecny. - odpowiadam.
Trwa właśnie lekcja o '' niezwykłych właściwościach '' węgla. Każda lekcja się do tego sprowadza poza jedną. Muzyka. To mój ulubiony przedmiot z wyjądkiem plastyki na której nie uczymy  się o specjalizacji naszego dystryktu. Na tej właśnie lekcji po raz pierwszy usłyszałem śpiew Katniss i mogę przysiąc że kiedy nuciła wszystkie ptaki na dworze ucichły aby jej posłuchać. Zresztą nie tylko one. Cała klasa była nadzwyczaj spokojna. Wtedy też się w niej zakochałem. W dziewczynce ze Złożyska w sukience w kratę i dwoma warkoczami. Teraz nie przypomina jej w ogóle. Chodzi z opuszczoną głową, smutna. Tylko do dwóch osób się uśmiecha. Do swojej młodszej siostry Prim i do jakiegoś czternastolatka. Podobnież razem chodzą na polowania. Ten to ma szczęście. Ma najwspanialszą dziewczynę na wyciągnięcie ręki, a nawet tego nie wykorzystuje. Kompletny debil. Jego ojciec zginął w tym samy wybuchu co tata Kat. A później zaczęli polować. Doprowadza mnie to do szału. Oddałbym wszystko żeby być na jego miejscu. Ten cały... jak tam mu było... a no tak Gale może ją dotykać, bezkarnie na nią patrzeć, uśmiechać się do niej. Po prostu z nią być. A ja zawsze po szkole robię to samo: idę do domu, pomagam ojcu w piekarni, odrabiam lekcje i kładę się spać. I tak w kółko. Chciałbym się choć na jeden dzień z nim zamienić.
Rozlega się dzwonek, który ogłasza koniec na dziś lekcji. Pośpiesznie wkładam zeszyt, książki i pióro do plecaka i wychodzę. Widzę że Katniss zdążyła już wyjść. Zawsze jest pierwsza bo śpieszy się do Prim żeby zabrać ją do domu. Widzę jak się biegnie. Łapie Primose za  ręke i razem idą po szkolnym dziedzińcu. Odprowadzam ją wzrokiem. Jest taka piękna.
Przy starej furtce stoi grupka dziewczyn z mojej klasy. Jedna z nich podkłada nogę Kat. Ta zajęta rozmową ze swoją siostrą nie zauważa i się potyka i upada na ziemię. Mam chęć do niej podbiec i pomóc, ale ktoś mnie w tym upszedza. I to oczywiście ten cały Gale. Jakby tego mało widzę jak na nią patrzy. Jego wzrok jest pełen troski i czegoś jeszcze czego nie potrafię odgadnąć. Patrzę jak bierze ją delikatnie na ręce i zanosi w kierunku domu. A ja tylko stoję i patrzę. Nie mogę zrobić nic. Nie potrafię się ruszyć.
-  Halo! Ziemia do Peety słyszysz mnie? - Sam, mój najlepszy przyjaciel macha mi przed twarzą ręką.
- Tak, tak. - odpowiadam mu nieprzytomnym głosem.
- Mów. - rozkazuje chłopak.
- Co? - pytam.
- No nie wytrzymam z tobą. Powiedz: podoba cu się Panna Everdeen. Prawda. - .
- No tak. - odpowiadam nieśmiało.
- Mówię ci. Lepiej o niej zapomnij. Ona nawet raz się do ciebie nie odezwała. Zejdź na ziemię. - mówi Sam
Wiedziałem. Teraz wiem że do serca Katniss nie będzie się łatwo dostać. Mimo że szaleje za nią połowa szkoły to największym zagrożeniem jest Gale. Tetaz to on jest moim największym wrogiem.
- Nawet ten cały jej chłoptaś nie ma u niej szans. Ciągle go odtrąca. - kontynuuje mój przyjaciel.
Wiem że nie wszystko stracone.

piątek, 21 sierpnia 2015

Rozdział 10: ''Tak''

Jest już 10:00 a Peety jak nie było tak nie ma. Idę właśne do Haymitcha. Może on będzie wiedział gdzie wywiało blondyna. Idę długim, białym korytarzem. Mam wrażenie jakbym szła przez szpital. W końcu jestem już przy drzwiach sypialni mojego byłego mentora.
- Witaj skarbie. - Haymitch mówi, a ja nie wyczuwam o dziwo od niego odoru bimbru.
- Cześć, widziałeś gdzieś Peetę? - pytam po chwili.
- Tak. I dał mi wyraźne instrukcje. - odpowiada.
- Jakie instrukcje? - myślałam że trzeźwy Haymitch jest dziwny a tu on wyaskakuje z jakimiś '' instrukcjami '' od błękitnookiego.
- Po pierwsze masz się ładnie ubrać. - oznajmia.
- A potem? - naprawdę to już zaczyna działać mi na nerwy.
- Co będzie potem dowiesz się później. - mówi a ja wychodzę z pokoju.
Kieruję się z powrotem do swojej sypialni. Otwieram drzwi szafy i przeglądam po kolei wszystki sukienki i w końcu natrafiam na coś odpowiedniego. Idę szybko do łazienki i zakładam na siebie kreacje. Choć nie wyszła ona z pod ręki Cinny to i tak dobrze na mnie leży. Jest czarna do połowy uda. Od pasa w dół rozkloszowuje się. Ma dość duży dekolt ale to mi nie przeszkadza. W końcu to dla Peety. Zakładam jeszcze naszyjnik z pereł, białe bolerko i baletki.
Zmierzam z powrotem do Haymitcha. Otwieram drzwi i z miejsca pytam:
- To co teraz? - .
- Teraz zgodnie z poleceniami mam zawiązać ci oczy i zaprowadzić w pewne miejsce. - oznajmia spokojnie.
- Jakie miejsce? - dopytuję się.
- Tego dowiesz się w swoim czasie. - mówi zawiązując mi oczy jakąś apaszką.
Były mentor bierze mnie za rękę i prowadzi. Ciekawe jaki miejsce miał na myśli? Czuję jak Haymitch ciągnie mnie w górę więc domyślam się że idziemy po schodach. Chwilę później moją twarz owiewa zimny, delikatny wiaterek. Mentor puszcza mą dłoń i rozwiązuje chustkę. To co widzę jest niezwykłe.
  W około są porozstawiane kwiaty mniszków w małych, szklanych wazonikach. W powietrzu unosi się przyjemny zapach łąki. Przede mną stoi nakryty stolik z dwoma krzesłami naprzeciwko siebie. Naglę czuję dłonie blondyna na swojej talii.
- I jak? - .
- Bajecznie. -.
Błękitnooki delikatnie muska mój kark doprowadzając mnie w ten sposób do szaleństwa.
- Zapraszam do stołu. - mówi pełnym pożądania głosem.
Idę więc za nim w kierunku stolika. Blondyn odsuwa mi krzesło a ja skinieniem głowy dziękuję mu. W ciszy jemy potrawę przyrządzaną przez Peete. Jest naprawdę pyszna. Ale nadal zastanawia mnie jedno: po co to wszystko? Kiedy kończymy jeść błękitnooki wstaje i wyciąga w moją stronę dłoń a ja bez wachania ją przyjmuję. Idziemy na drugi koniec dachu za kopułę do ogrodu . Nawet zimą jest tutaj pięknie.
W pewnym momencie Peeta przedną klęka.
- Katniss, wyjdziesz za mnie?
- Tak - tylko tyle jestem w stanie wydusić przez ściśnięte gardło. Blondyn delikatnie nakłada na mój serdeczny palec pierścionek a później złancza nasze usta w namiętny pocałunek. Przyjemne ciepło rozchodzi się po moim ciele. Ta chwila mogła by trwać wiecznie. Jestem najszczęśliwszą osobą na ziemi...

Rozdział 9: Zakochana Johanna

  Hej, cześć, siema moi trybuci. Mam prośbę: zostawiajcie po sobie komentarze. One mnie motywują do dalszego działania. Nawet te krytyczne coś dla mnie znaczą, bo wiem, że ktoś czyta mojego bloga.
Zachęcam do czytania
Nicol♥

  Jest dopiero 6:00 rano a ja nie mogę spać. Patrzę na jego łagodną twarz. Kilka niesfornych kosmyków opada na jego twarz przez co wygląda jak mały chłopiec.
''  Słońce wypełnia ten pokuj
I słyszę jak śnisz
Czy czujesz tak jak ja w tej chwili?
Chciałabym żebyśmy się po prostu poddali
Bo najlepszą częścią jest to uleganie
Nazwij to jakkolwiek byle nie miłością

Ref. A ja upewnię się że zachowam dystans
Powiem " kocham cię " kiedy nie słuchasz
Jak długo nie tracić ducha?

I proszę, nie stój tak blisko mnie
Mam kłopoty z oddychaniem
Obawiam się tego co zobaczysz w tej chwili
Daję ci wszystko kim jestem
Wszystkie uderzenia mojego złamanego serca
Dopuki nie dowiem się że rozumiesz

Ref. I upewnię się że zachowam dystans
Powiem " kocham cię " kiedy nie słuchasz
Jak długo możemy to podtrzymywać?

I wciąż czekam
Na ciebie byś mnie zabrał
A ty wciąż czekasz
By powiedzieć co mamy.

Ref. Więc upewnię się że zachowam dystans
Powiem " kochan cię "  kiedy nie słuchasz
Jak długo możemy to podtrzymać?

Upewnię się że zachowam dystans
Powiem " kocham cię " kiedy nie słuchasz
Jak długo zanim nazwiemy to miłością?"
( Christina Perri - Distance )

  Zabawne. Ta piosenka pasuje do nas jak ulał. Ostatni raz spoglądam na Peete. Odgarniam mu włosy z czoła i składam na jego ustach przelotny pocałunek.
Schodzę z łóżka i idę do łazienki. Patrzę w lustro. Wyglądam fatalnie: włosy są w kompletnym nieładzie, makijaż cały rozmazany. Jedyne co ocakało to paznokcie zrobione przez Johanne. Zdejmuję z siebie piżamę oraz bieliznę i wchodzę pod prysznic. Zaprogramowuję go tak jak zwykle: ciepła woda oraz szampon i płyn do kompieli o zapachu lasu. Na wszelki wypadek włosy myję dwa razy żeby pozbyć się ton lakieru do włosów. Po wyjściu spod prysznica osuszam się miękkim ręcznikiem. Suszę włosy i splatam je z przezwyczajenia w warkocz. Na siebie zakładam opcisłe czarne jeansy, biały top i sweter w tym samym kolorze z szerokimi oczkami.
  Wchodzę z powrotem do naszej sypialni ale na łóżku nie ma już Peety. Zamiast niego zauważam tylko małą żółtą karteczkę ze zdaniem Nie martw się. Niedługo wrócę. Zastanawiam się gdzie mógł pójść o tej porze.
  Jednak moje myśli przerywają kroki na korytarzu. Nie rozmyślając po prostu idę zobaczyć kto to. Mam nadzieję że to blondyn już wrócił. Jednak to nie on tylko Johanna. O dziwo nie chodzi nadąsana jak zwykle. Wręcz przeciwnie. Jest uśmiechnięta. I to nie w ten sarkastyczny sposób co zwykle tylko normalnie. Ciekawi mnie czemu się tak zchowuje. Mam ochotę ją o to zapytać ale Jo w tym samym momencie zatrzaskuje za sobą drzwi swojego pokoju. Sama robię to samo.
  Pomyślmy. Co stało się wczoraj takiego na balu że Johanna chodzi uśmiechnięta od ucha do ucha? No tak! Jo wczoraj poznała pewnego chłopaka. Chwila jak on się nazywał... a no tak Andy! Wczoraj Mason nie odstępowała go na krok a on jej nie spuścił z oka nawet na chwilę. Przetańczyli cały wieczór. Czy to możliwe? Czy to może być prawda? Czy Johanna Mason, groźna Johanna Mason, zwyciężczyni 71 Głodowych Igrzysk, nieznająca uczuć morderczyni się zakochała? Nie. To musi być absurd. A może jednak. A może Jo jest w stanie kogoś pokochać? W końcu mi się udało. To czemu jej nie miało się udać?
- Katniss choć tu! Słyszysz ciemna maso!? - woła Johanna.
- Idę już, idę! - drę się na całe gardło. Chociaż nadażyła się okazja żeby z nią porozmawiać. Podnoszę się z fotela i zmierzam do pokoju Mason.
- Jak myślisz: która spódnica będzie ładniejsz : ta czy ta? - pyta pokazując mi dwie kreacje. Jedna z nich jest zwyczajną czarną spódnicą przed kolano z gdzie niegdzie z przewlekanymi złotymi niciami a druga to prosta jeans'owa kiecka.
- Zdecydowanie ta pierwsza. - odpowiadam zgodnie z prawdą.
- Dzięki za opinie. - mówi Jo. Dziwne. Nigdy za nic mi nie podziękowała z wyjądkiem tej paczuszki z igłami sosnowymi którą podarowałam jej w trzynastce po testach. Powoli zaczynam jej się bać.
- Gdzie się wybierasz Johanno? - .
- Ja? Umówiłam się z Andy'm na spotkanie w jednej z kawiarni. A co? Nie wolno? - oskarża mnie Jo.
- Nie skądrze. - bronię się. - Bez mózgu, czy ty się przypadkiem nie zakochałaś w tym całym Andy'm? - kontynuuję.
- Po pierwsze: nie mów na mnie bez mózgu. Po drugie: to tylko przyjaźń. - tłumaczy się.
- No nie wiem, nie wiem. Od rana jakaś tak dziwnie zadowolona chodzisz. - wreszcie mam okazję jej trochę podogryzać.
- A jeśli nawet się w nim zabujałam to co? Ty masz Peete. Ja też mam prawo być szczęśliwa. - przyznaje mi rację Mason.
- No i nareszcie sobie kogoś znalazłaś. - odpowiadam z uśmiechem.
- No. Mam pomysł: jeśli będę brać ślub będziesz moją druhną, a jeśli ty będziesz się żenić to ja będę twoją. Umowa stoi? - przedctawia swój plan Jo.
- Stoi. - mówię.

niedziela, 16 sierpnia 2015

Starałam się jak mogłam. Jest całkiem sporo dialogów.

Rozdział 8.
" Niech żyje bal..."

- Długo jeszcze?- pytam zirytowana.
- Jeszcze tylko trzy paznokcie i po wszystkim. - odpowiada Johanna. Uparła się że to właśnie ona zrobi mi paznokcie na dzisiejszy bal.
- W co się ubierasz ciemna maso? - zagaduje mnie moja przyjaciółka.
- Jeszcze nie wiem. - mówię krótko.
- No ludzie trzymajcie mnie. Za 4 godziny przyjęcie a ona nie wie w co się ubierze. - złości się Mason.
- Założę jakąś sukienkę. - odpowiadam.
- '' Założę jakąś sukienkę '' - przedrzeźnia mnie Jo. - Dziewczyno to nie jest jakaś byle potańcówka to bal w Pałacu Prezydenckim. Koniec tego. Ja ci wybiorę sukienkę. - mówi po czym otwiera drzwi szafy i po kolei przegląda wszystkie ciuchy.
- O, ta będzie idealna. - pokazuje mi jedną z kreacji od Cinny.
Sukienka jest bez ramiączek, długa po kostki koloru złotego. Od kolan w
dół delikatnie się rozkloszowuje. Widać że wyszła spod ręki mojego byłego stylisty.
- Wyjądkowo się z tobą zgadzam Jo. - obydwie się do siebie uśmiechamy.
- A ty co włożysz? - pytam.
- Jeszcze się nie zastanawiałam. - odpowiada.
- No na mnie gada a sama nie wie w co się ubierze. I to na mnie mówi że jestem ' ciemna masa '. No skandal. - przy ostatnim zdaniu naśladuję głos Effie.
- Bo jesteś ciemną masą. - mów zaczepnie.
- W takim razie teraz ja ci coś wybiorę bez mózgu. - proponuję i nie pytając o nic wychodzę z pokoju i wchidzę do jej. Idę do garderoby i wybieram ciemno-zieloną sukienke na ramiączkach do kolan. Johannie powinnobyć w niej ładnie. Biorę ją i wracam do mojej sypialni.
- Proszę, ta powinna ci się spodobać. - podaję kobiecie kreacje.
- Może być. - odpowiada bez emocji.
Reszte czasu spędzamy na przygotowaniach do balu. Kiedy już kończymy wyglądam naprawdę ładnie.
Włosy mam spięte w kok a parę pasemek swobodnie opada na moje ramiona. Sukienka którą wybrała mi Johanna leży na mnie idealnie. Jedyną biżuterią jest prosty baszyjnik z kosogłosem.
- No ciemna maso, wreszcie wyglądasz jak człowiek. - śmieje się Jo.
- I wice wersa ( nie wiem jak to się pisze ). - odpowiadam z ironicznym uśmiechem.
- Kochanie pośpiesz się.. - blondy nie kończy tylko podchodzi do mnie i składa na moich ustach namiętny pocałunek. - Wyglądasz olśniewająco. - mówi.
- Ej! Chcecie się spóźnić?! - przerywa nam Mason. Natychmiast się od siebie odrywamy.
- No dobra chodźmy. - odpowiadam.
Peeta wyciąga do mnie dłoń a ja bez chwili wachania ją przyjmuję. Do samochodu idziemy w ciszy. Wsiadamy do auta i jedziemy jakieś 10 minut.
Wszyscy sąjuż na miejscu i na nas czekają.
- No nareszcie. Ileż można czekać? - złości się Enobaria.
- Wyobraź sobie że chciały się pozeżerać. - odpowiada Johanna.
- Czyli jak zwykle ciężko ich od siebie oderać? - pyta Haymitch.
- Tak. Dokładnie. - mówi Mason.
- Jak zwykle, jak zwykle. - odpowiada pod nosem nasz były mentor.
- No dobra koniec tych pogaduszek. Wszyscy na nas czekają. - mówi Lyme.
Wszyscy posłusznie idziemy za nią. Sala jest już zapełniona gośćmi. Zauważam, że nie są to tylko kapitolczycy. Wśród zaproszonych widzę kilka przywódców rebelii i nowych burmistrzów. Zaraz, zaraz... Co on tutaj robi? Nagle brunet odwraca się do mnie i zmierza w moim kierunku. Czuję jak Peeta coraz bardziej ściska moją dłoń.
- Witaj Kotna. - wita mnie Gale.
- Witaj Gale. - odpowoadam mu. O dziwo mój głos jest nadzwyczaj spokojny. - Co cię tu sprowadza? - pyta blondyn. - A to ty Mellark. To wy nie wiecie? Jestem burmistrzem Drugiego Dystryktu. - mówi z ironicznym uśmiechem. No to teraz wiem co to ta jego " dobra praca "
- Czy mogę prosić? - mówi brunet wyciągając dłoń w moim kierinku. - Ależ oczywiście. - odpowiadam wyniośle. Razem z moim ' przyjacielem ' suniemy po parkiecie. Nagle pyta.
- Nie poznaję cię Kotna. Dawniej nawet nie uraczyłabyś go swoim spojrzeniem. A teraz. Nadal kontynuujecie te bajeczkę z " Nieszczęśliwymi kochankami z Dwunastego Dystryktu " ? - .
- Ależ skąd Gale. Zakończyliśmy tamtą marną gierkę. Teraz jest " Szczęśliwa para z Dwunastego Dystryktu" . - mówię wręcz z namacalną w głosie ironią.
- Nadal nie wierzę, że go kochasz. - stwierdza.
- Więc w to uwierz. - odpowiadam spokojnie i odchodzę od bruneta.
Resztę zwycięzców zauważam przy jednym ze stolików. Podchodzę więc do mojej zwariowanej ' rodziny '. Siadam na krześle obok blondyna.
- I jak tam taniec? - pyta niebieskooki.
- Raczej rozmowa. Gale wypytywał o same oczywistości. - odpowiadam.
- Zawsze wiedziałam że to głupek. - stwierdza Johanna.

środa, 12 sierpnia 2015

Rozdział 7: Jak rodzina

Rozdzialik ze specjalną dedykacją dla Ludmi Verdas

Siedzimy razem z Peetą i Johanną przed telewizorem. Wreszcie puszczają jakiejś normalne programy a nie o jakiś głupich paznokciach, kto się jak ubiera itd. Można się dowiedzieć jakie nastroje są w dystryktach i jak będą wydawane pieniądze na odbudowe kraju.
Nagle na ekranie pojawia się nowa flaga państwa i rozbrzmiewa hymn narodowy. Wszyscy skupiają się na słowach Paylor są dla nas zaskoczeniem. Powoli przyswajam sobie jej wiadomości bo jestem naprawdę zaskoczona.
-Wszyscy żyjący zwycięzcięzcy są zaproszeni na bankiet z okazji zakończenia Głodowych Igrzysk. Bal zostanie zorganizowany na cześć zwycięzców w Pałacu Prezydenckim dnia 18 lutego o godzine 20:00. -
Wreszce słowa pani prezydent do mnie docierają.
- Myślicie że to nie pułapka? - pyta wreszcie Johanna.
- Czy to pułapka czy nie i tak musimy się tam stawić bo kochana pani prezydent i tak nas ściągnie do Kapitolu i tak. - słyszę głos Haymitch'a za swoimy plecami. Wyjądkowo się z nim zgadzam. Paylor zawsze stawia na swoim. Nie raz już to udowodniła podczas rewolucji.
- Nie ma mowy. - protestuje blondyn.
- Peeta nie mamy wyboru. Uwierz mi. - mówię zadziwiająco spokojnie.
- Właśnie. Pozatym będziemy razem i będzie jej trudniej nas zaskoczyć. - przytakuje Johanna. Dziwnie od jakiegoś czasu prawie we wszystkim się zgadzamy.
Niebieskooki się zastanawia po czym odpowiada
- No dobra ale trzymamy się razem. - .
- Tak jest szefie. - Odpowiadamy razem z moją przyjaciółką. Myślę że mogę tak na nią mówić.
- W takim razie jutro wyjeżdżamy. - zarządza były mentor.

                       **********************************

Podróż do Kapitolu minęła nam spokojnie. Została zaledwie garstka zwycięzców: Enobaria, Lyme, Beetee, Annie, Johanna, Haymitch, Peeta no i ja. Zaledwie 8 zwycięzców. A jeszcze przed wojną było ich dużo więcej. Wszyscy mamy spotkać się w ośrodku szkoleniowym.
Kiedy docieramy na miejsce cała reszta zwycięzców już na nas czeka. Witam się po kolei z Beetee'em ( nie mam pojęcia jak to się pisze ), Enobarią, Lyme, Annie widać że jest już po rozwiązaniu ciąży więc kiedy pytam się gdzie jej dziecko odpowiada że zostawiła je w czwórce. Siedzimy razem w salnie i zażarcie rozmawiamy.
- Czyli w jednym się zgadzamy: Paylor coś knuje za naszymi plecami. - podsumówuje Beetee.
- Tak, to na pewno dlatego musimy trzymać się razem. - mówi Peeta.
- Jak rodzina. - dodaje Annie.
- Zgadzam się jak rodzina. - przytakuję.
- No całkiem pokręcona ta nasza rodzinka. - odpowiada Enobaria.
- Ale mamy dużo wspólnego. - odzywa się Lyme.
- Pomyślmy: prawie wszyscy przeżyliśmy dwa razy na arenie i rewolucję, każdy doświadczył okrucieńst Snowa, nie mamy oprócz siebie żadnej rodziny, każdy z nas miał te niewątpliwą przyjemność zabijać. Więc tak mamy dużo wspólnego. - podsumówuje Johanna.
- Zatem skoro jesteśmy rodziną trzymamy się razem. - mówi Haymitch. Wszyscy jak jeden brat się zgadzamy.

             *************************************

Wchodzę pod prysznic i odrazu się odprężam. Woda zmywa ze mnie wszystkie emocje z tego dnia. Razem z Peetą umuwiliśmy się na dachu więc muszę zakończyć te przyjemność i się szykować. W kosmetykach od Effie znalazłam balsam do ciała o zapachu lasu. Wsmarowuję go w skórę i zakładam na siebie sukienke o kolorze zaczodzącego słońca. Włosy rozpuszczam z warkocza aby swobodnie opadły na ramiona. Chcę zrobić Peecie  niespodzianke więc powinno mu się spodobać.
  Wchodzę po schodach na dach. Kapitol nocą wygląda dużo piękniej niż za dnia. W tych wszystkich barwnych światłach miasto tętni życiem.
Nawet się nie skradam. Chcę żeby blondyn mnie zauważył. Jednak w hałasie aut i krzyków i tak mnie nie słychać.
- O czym tak rozmyślasz? - pytam.
- Co robiłaś kiedy chciałaś zniknąć, zapomnieć o problemach? - odpowiada pytaniem na pytanie.
- Uciekałam do lasu. -  mówię cicho.
- Ja też uciekałam ale nie do lasu. - kontynuje - Ja uciekałem do mojej krainy którą sobie wyobrażałem. - .
- A jak ona wygląda? - .
- Jest to piękny mieszany las. Zawsze świeci słońce. Po środku lasu jest polana. A na polanie ty. - uśmiecha się Peeta. - Pięknie wyglądasz. - mówi po czym namiętnie całuje mnie w usta.
   Patrzę na niebo usłane tysiącami gwiazd. Każda z nich wydaje się być tak blisko a jednocześnie tak daleko.Blondyn patrzy na nie jak zaczarowany. Pewnie myślami jest teraz w swojej krainie, którą każdy z nas nosi gdzieś głęboko schowaną w sercu. Jest teraz w tym lepszym świecie do którego dostęp ma tylko on i nikt więcej. Pamiętam Prim, która godzinami potrafiła wpatrywać się w rozgwieżdżone niebo. Która zauważała w nim więcej niż ja. Pamiętam także słowa wypowiedziane przez moją mamę: -Patrząc w gwiazdy to tak, jak patrzeç na swoich najbliższych, którzy są już w tym lepszym świecie. - Wtedy jej nie rozumiałam. Uznawałam, że to zwykłe brednie. Jednak teraz dociera do mnie sens tych słów.

niedziela, 9 sierpnia 2015

Rozdział 6: Niespodziewany gość

Jedna mała prośba: błagam o komentarze.

Wstaję z uśmiechem na ustach. To pierwsza od bardzo dawna noc którą przespałam spokojnie. Bez koszmarów, krzyku, strachu. Przesuwam ręką po drugiej stronie łóżka ale napotykam tylko chłodny materac. Najwyraźniej Peeta już zdążył wstać i pewnie robi śniadanie.
Idę do łazieniki i biorę szybki prysznic po czym zakładam na siebie elastyczne czarne spodnie i niebieski podkoszulek. Włosy związuję w ciasny warkocz i schodzę na dół. Po całej kuchni roznosi się zapach świeżego pieczywa.
Cicho skradam się do blondyna. Jestem już krok od niego gdy ten niespodziewanie odwraca się do mnie i opsypuje mąką.
- Dzień dobry kochanie. - mówi po czym składa na moich ustach przelotny pocałunek.
- Dzień dobry. Mmmm co tak pięknie pachnie? - pytam.
- Twoje ulubione... - nie kończy bo mu przerywam.
- Bułki serowe. - dokańczam a Peeta wybucha śmiechem a ja razem z nim. Kiedy opanowujemy się pytam.
- Na co masz ochotę? Kawa czy herbata? - .
- A jest jakaś trzecia opcja? - pyta z tym swoim figlarnym uśmieszkiem.
- Jaka trzecia opcja? - pytam niewinnie.
- No nie wiem. Na przykład twoje usta... - odpowiada tym samym tonem.
- Taka opcja jest zawsze. - mówię a już po chwili czuję na swoich wargach smak jego ust. Pocałunek jest długi i namiętny. W końcu odrywamy się od siebie kiedy brakuje nam tchu.
- To co wybierasz: kawa czy herbata? - pytam już na poważnie.
- Zdecydowanie herbata. - odpowiada niebieskooki.
Śniadanie mija nam w miłej atmosferze. Razem żartujemy, śmiejemy, rozmawiamy. Kiedy proponuję że pozmywam blondyn się nie sprzeciwja. Później idziemy do Haymitch'a zanieść mu coś do jedzenia. Jesteśmy mu to winni. Gdyby nie on już dawno bylibyśmy oboje martwi.
Haymitch jak zawsze leży zapity więc trzeba go obudzić. Razem szturchamy go ale nasz były mentor nadal śpi. Idę do łazienki i nalewam pełen dzbanek wody po czym wylewam go na głowe Haymitch'owi i szybko odskakuję, go ten pijak zawsze sypia z nożem w ręku.
- Co u czorta tu robicie?! - krzyczy mentor.
- Przynieśliśmy ci coś do jedzenia. - mówię szybko.
- Z kim niby przyszłaś? - dopytuje się Haymitch.
- Ze mną. - tym razem to Peeta odpowiada na jego pytania.
- No proszę. Wreszcie zmądrzałaś. - kontynuuje dalej tym dla siebie naturalnym tonem.
- Tak, zmądrzałam. - mówię zgryźliwie.
- Dobra, dobra nie skaczcie już sobie do gardłeł. - przerywa nam Peeta i podaje Haymitch'owi kromke chleba. Już nic więcej się nie odzywamy. Najchętniej powiedziałabym temu pijakowi co o nim myślę ale trzymam język za zębami.
- To my już wychodzimy. Choć kochanie. - mówi Peeta i wychodzimy.
Dzień jest naprawdę piękny. Świeci słońce. Śnieg iskrzy się w jego promieniach. Nagle czuję że oberwałam śnieżką. Odwracam się i widzę biegnącą w moją stronę Johanne.
-Witaj bezmózgu. - rzuca w moją strone.
- Witaj. - odpowiadam.
- Co cię do nas sprowadza? - pyta Peeta.
- W siódemce wieje nudą, więc postajowiłam się przeprowadzić do was. Będę mieszkać koło Haymitch'a. - odowiada zwyciężczyni.
- W takim razie zaprzszamy do nas na herbate. - proponuje Peeta.
- Dobra możemy iść. - zgadza się Johanna.
Do Peety domu to znaczy naszego idziemy już w ciszy.
Wchodzimy do meszkania, zdejmujemy kurtki i razem z Johanną idziemy do salonu a Peeta parzy herbate.
- No to opowiadaj. Co tam u was? - zagaduje bronzowowłosa.
- Nie twój interes. - odpowiadam krótko.
- Prędzej czy później i tak się dowiem. To tylko kwestia czasu. Ale wolę to usłyszeć od ciebie niż od Haymitch'a. - idzie dalej w zaparte.
- Mieszkamy razem z Peetą od jakiegoś czasu.- rzucam.
- I? - dopytuje się Johanna.
- I tyle. - odpowiadam.
- Gadaj a nie. - ciągnie.
- O czym rozmawiacie? - do pokoju wchodzi blondyn.
- O niczym ważnym. - wyparowuję.
- Tak. O niczym ważnym. - przytakuje Johanna.
Peeta nie ciągnie na szczęście tematu. Sączymy herbate rozmawiając o pozostałych żyjących zwycięzcach, o nowej pani prezydent Paylor i o błachostkach.

sobota, 1 sierpnia 2015

Rozdział 5: Przeprowadzka

Wstaję. Jakiejś dwa tygodnie temu zdięto mi gips. Jest dopiero 5.00 rano ale mi to nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie. Mam zamiar wybrać się na polowanie. Zjadam szybko pajdę chleba, zakładam na siebie myśliwską kurtke i buty po ojcu.
Dzień zapowiada się pięknie. W śniegu zawsze widać ślady zwierzyny. Jednym słowem można z niego czytać jak z książki.
Z chwilą gdy przekraczam ogrodzenie czuję się lepiej. Tu mogę być nareszcie sobą. Nie muszę nic udawać. Mogę mówić co mi się podoba.
Podchodzę do pnia i wyciągam łuk i kołczan ze strzałami. Kiedy ostatnio byłam na polowaniu? Odpowiedź jest jedna: nawet nie pamiętam. Dokładnie przyglądam się broni. Jest w nienaruszonym stanie, tak jak ją zostawiłam.
Wędruję już jakiejś pół godziny po śladach królika. Wiem że znajduję się blisko zwierzęcia, bo trop jest świeży. Widzę go. Najwidoczniej nawet mnie nie zauważył. Ciągle wykonuje swoje zajęcie. Nakładam strzałe na cięciwe i napinam ją. Wypuszczam strzałe a grot wbija się prosto w lewe oko zwierzyny. Pakuję zdobycz do jutowego worka i idę do Wioski Zwycięzców.
Zostawiam zdobycz w przed pokoju a sama idę pod prysznic. Wybieram ciepłą wode oraz szampon i żel do mycia ciała o zapach lasu. Po kąpieli
ubieram się w jasny podkoszulek oraz ciemne jeansy. Włosy zaplatam w staranny warkocz schodzę po schodach i idę do salonu aby napalić w kominku. Następnie oporządzam zwierzyne a podroby daję najbrzydszemu kocurowi Jaskrowi.          Trzymam go ze względu na Prim, bo wiem że chciała by aby się nim zajęła. Czasami sądzę że ten kot jest nieśmiertelny. Przeżył bombardowanie Dwunastki i rewolucje. A co najdziwnieksze nawet nie doznał draśnięcia. Może to prawda że koty mają po dziewięć żyć? Tak czy siak nie zmienia to faktu że do końca życia Jaskier nie zapomni o tym że chciałam zafundiwać mu śmierć w wiadrze z wodą.
Wsadzam oporządzone mięso do lodówki. Zaparzam sobie herbaty i czekam aż przyjdzie Peeta. Miał mi powiedzieć o czymś ważnym i uznał że to nie jest rozmowa na telefon. Więc tylko siedzę i wpatruję się w płomienie w kominku. Nawet nie wiem kiedy zasypiam.

                     *************

- Hej Katniss obudź się. - ze snu wyrywa mnie głos blondyna.
- Przepraszam że zasnęłam. - mówię przeciągając się.
- Nie przepraszaj. To ja powinienen był szybciej przyjść. - tłumaczy się Peeta.
- Gdy rozmawialiśmy ostatnio przez telefon mówiłeś że masz mi coś ważnego do powiedzenia. - stwierdzam.
- No i właśnie po to tu przyszedłem. Katniss... zamieszkasz ze mną? - to pytanie zbija mnie  z tropu. Błękitnooki chyba widząc moją minę szybko dodaje - Jeśli nie chcesz to nie musisz. - . - Peeta to nie o to chodzi. Chcę z tobą zamieszkać ale... czy jesteś tego pewien?- pytam. - Jestem pewien, jak niczego innego na świecie. - odpowiada bez namysłu. - Zatem dobra. - mówię nieśmiało. - Czyli się zgadzasz? - dopytuje mnie blondyn a ja tylko kiwam głową. On momętalnie mnie całuje. Czuję jak przyjemne ciepło rozchodzi się po moim ciele. Po minucie odrywa się odemnie. Chcę mu powiedzieć żeby ni przerywał ale gryzę się w język nim powiem coś głupiego. - To się pakuj. - mówi wesoło  Peeta.
  Pakowanie moich rzeczy zajmuje nam godzine a rozpakowanie kolejną. Przez cały czas razem z Peetą rozmawiamy i żartujemy. Z jego twarzy nawet na sekunde nie schodzi uśmiech. Kiedy jest już grubo po dwudziestej drugiej idziemy spać. Peeta na dobranoc składana moich ustach nieśmiały pocałunek a ja go odwzajemniam.