niedziela, 29 listopada 2015

Rozdział 27: Nowe życie

  Hejo wszystkim! Jednak jadę na Kosogłosa!!! Mam wycieczkę klasową. I co z tego że najprawdopodobniej będę jedyną dziewczyną która idzie na Igrzyska bo reszta idzie na Listy do M. 2. Ważne że idę!

A z innej beczki: oto i kolejny rozdział i liczę że wam się spdoba. Nawet długi wyszedł.
4 komentarze=nowy rozdział.

Pozdrawiam.
Rue Alison♥

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

  Od mojego wyjścia ze szpitala minęły już dwa miesiące. W ciągu tego czasu moje życie zmieniło się diametralnie: schudłam, wyglądam jak widmo, nic nie jem, nufdzie nie wychodzę z domu. I to dosłownie. Całe dnie spędzam na siedzeni w mojej sypialni w kącie i bawieniu się perłą od Peety. Johanna zabrała mnie do siebie, do Siódemki. Miało mi się polepszyć a tym czasem nic się nie zmieniło. Pustka. To jedyne co czuję.
  Peeta... tak bardzo mi go brakuje. Jego silnych ramion, zapachu cynamonu z koprem, pocałunków, obecności. Bez niego jestem tylko wrakiem człowieka. Czemu mi to zrobił? Może to wszystko było to tylko grą aby się na mnie zemścić?
  Spoglądam przez okno. Już dawno nastała noc. Gwiazdy połyskują jasnym światłem, księżyc wysoko wzniósł się ponad horyzontem i okazał się w swojej pewnej krasie. Nic dziwnego. Dziś pełnia. Pamiętam doskonale kiedy Peeta opowiadał mi o gwiazdach i jego wymyślonej krainie. Cholera nie mogę go ciągle rozpamiętywać. To mi przecież nie pomogę.
  Kładę się do łóżka aby jak co nocy obudzić się z krzykiem. Na początku Jo przychodziła i próbowała mnie pocieszać, lecz po krótkim czasie straciła cierpliwość i już nie przychodzi. Może to i dobrze, bardzo przypominała mi Mellarka bo on tak samo co noc mnie pocieszał. W końcu zasypiam i oddaję się błogiemu snu.
  Jestem na łące. W około rośnie pełno prymulek. Idę ostrożnie, aby żadnej nie rozdeptać. W oddali widzę maleńką postać. Nie zastanawiając się zaczynam maszerować w jej stronę. Osoba okazuje się być moją siostrą, moją małą Prim. Biegnę do niej i z całej siły przytulam. Po moich policzkach obficie płyną łzy, łzy szczęścia.
- Katniss musisz to skończyć. - mówi stanowczo dziewczynka.
- Ale co mam skończyć? - pytam nieco zdezorientowana.
- Nie użalaj się nad sobą. Zacznij nowe życie. - oznajmia blondynka.
- Ale ja nie potrafię. Ja tak bardzo za nim tęsknię. - .
- To mu wybacz. - .
- Nie po tym co mi zrobił. - upieram się.
- To o nim zapomnij. - stwierdza.
- Dobrze, obiecuję. - po moich słowach wszystko się rozpływa jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
  Budzę się nieco zdziwiona ale i szczęśliwa. Prim ma racje. Nie mogę cały czas rozpaczać. Było minęło. Co było a nie jest nie pisze się w rejestr jak mawiał mój ojciec. Mellark dla mnie od dziś nie istnieje. Nue znam nikogo takiego.
  Idę się odświeżyć. Biorę letni prysznic. Wycieram się a włosy wiążę w tradycyjny warkocz. Zakładam bieliznę i otwieram szafę. Jest lato dlatego decyduję się na biało-błękitną koszulkę i zielone krótkie spodenki. Zbiegam pędem po schodach i omalże nie wpadam na zaspaną Johannę.
-  A ty co, już skończyłaś rozpaczać nad tym draniem? - pyta.
- Tak. Co na śniadanie? - pytam z entuzjazmem.
- Nic. Ja dopiero wstałam. Jak chcesz to ty możesz je przygotować. - proponuje Jo a ja potwierdzająco kiwam głową i ruszam do kuchni. Mmm... co by tu przygotować? Otwieram lodówkę i decyduję się na naleśniki z dżemem. Wyjmuję potrzebne składniki i już po 10 minutach pierwszy naleśnik ląduje na patelni. Kiedy wysmarzobe jest już całe ciasto zabieram się za podawanie. W sumie dla każdej z nas na talerzu są po trzy placuszki. W lodówce znajduję garść jagód i posypuję nimi śniadanie. Takerze razem z dwoma parującymi kubkami kawy stawiam na stole i wołam Johanne. Wow Jo pichwaliła przygotowane przezemnie śniadanie.
  Po posiłku zakładam w miarę wygodne trampki, biorę łuk wraz z kołczanem strzał i wychodzę na małe polowanie.
  Dziś jest naprawdę upalnie. Nie ma jeszcze południa a jest ok. trzydziestu kresek powyżej zera. Wchodzę na skalne urwisko. Tu jest ciutkę chłodniej. Powiewa delikatny wiaterek. Rozpuszczam włosy z warkocza. Jak przyjemnie jest poczuć znów wiatr we włosach. Odetchnąć świeżym powietrzem. Nie myślę o niczym. Moja podświadomość jest wypełniona błogą pustką.
   Zerkam w dół urwiska skalnego. Na dole płynie rzeka. Jej nurt wydaje się spokojny a kiedyś Johanna mówiła że kiedy była młodsza skakała do niej z właśnie tego urwiska. Nie zastanawiam się długo. Zdejmuję z siebie spodenki i koszulkę. Staję na krawędzi urwiska i skaczę. W locie czuję wspaniale. Chciałabym aby ta chwila trwała wiecznie. Mam wrażenie jakbym była prawdziwym kosogłosem. Nie symbolem rewolucji tylko prawdziwym kosogłosem który wolno lata po lesie i śpiewa swoim pięknym głosem.
Zanurzam się w chłodnej toni.

niedziela, 22 listopada 2015

Rozdział 26: Tęsknie za nią...

Jest wena wróciła! Choć za dużo pomysłów nie było, to tozdział jest. Co prawda marny, ale za to jest.
4 komy- następny rozdział.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

  Budzę się w czyjś ramionach. Doskonale je znam. To ramiona Mellarka. Odskakuję od niego jak poparzona i zwalam go z łóżka szpitalnego.
- Ej, co jest? - mówi jeszcze zaspanym głosem.
- Co jest? Co jest? Wyobraź sobie że budzę się rano i patrzę a tu ty w moim łóżku. To jest! - krzyczę okładając blondyna poduszką.
- To już nie pamiętasz co było wczoraj?! - po jego słowach zaczynam sobie przypominać co działo się w nocy. Mój koszmar... jego ramiona...
- Wtedy majaczyłam. Byłam na morfalinie! - wrzeszczę.
- I to cię usprawiedliwia? - pyta wyrażnie zdenerwowany bolndyn.
- Tak to mnie usprawiedliwia. Nie byłam sobą! - .
- Ach tak, to kiedy byłaś sobą?! Może kiedy obściskiwałaś się z Gale' m?! - teraz to już przegioł.
- No i? Ja ci jakoś nie wypominam że zdradziłeś mnie z tą blond lafiryndą? - .
- Ja nie chciałem, naprawdę. - mówi nieśmiało.
- Akurad. - odpowiadam i chowam twarz w poduszkę aby nie było widać moich łez.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
~ Oczami Peety ~

   Widzę że Katniss chowa w poduszce twarz, żebym nie widział jej łez. Tak bardzo chciałbym do niej podejść, przytulić ją, pocieszyć. Ale nie mogę. Nie chcę jej jeszcze bardziej ranić. Już wystarczająco ją zraniłem, nie chcę dokładać jej bólu. Zrezygnowany zasypiam.
  Śnią mi się wszystkie spędzone z nią chwile.
Nasze pierwsze spotkanie na rozpoczęciu szkoły, chleb, pierwsze dożynki, igrzyska, ona wypiera się tego co do mnie czuje, mój ból, kolejne igrzyska, rebelia. Nawet Snow nie był w stanie zniszczyć moich uczuć do niej. Mimo tego, że ją zdradziłem, to i tak nie przestałem jej kochać. Nawet nie pamiętam jak to było z Delly. Wypiliśmy herbate, którą o a zaparzyła a później mam tylko przebłyski. Muszę to wyjaśnić.
  Podchodzę do okna i lekko je uchylam. Zawsze śpię przy otwartym. Odwracam się w stronę Kat. Śpi spokojnie, nie tak jak w zeszłą noc. Ona mówi że nie zdawała sobie sprawy z tego że leżałem z nią w łóżku, że była na morfalinie. Ale ja wiem że to nie prawda. Przez te kilka miesięcy kiedy byliśmy razem dowiedziałem się o niej między innymi że ona zawsze musi mieć racje, po prostu nie lubi przyznawać się do niektórych rzeczy.
  Ah, Katniss, gdybyś wiedziała jak za tobą tensknię. Kiedy byliśmy razem, codziennie dziękowałem że cię mam, że mogłem spędzać z tobą czas, odganiać twoje koszmary, kochałem cię za to, że dzięki tobie nie nawracały błyszczące wspomnienia, że po prostu byłaś. Chciałem spędzić z tobą całe moje życie, lecz wątpię żeby to marzenie się spełniło. A wszystko przez to że cię zdradziłem.
  Muszę sprawić, aby Katniss do mnie wróciła. Jestem pewien, że to z Gale'm to była tylko jednorazowa sytułacja. To przez niego Prim nie żyje. Tak samo jak i inne dzieci, które tam były.

piątek, 20 listopada 2015

Kosogłos część II !

Hej, cześć i siema drodzy trybuci! Niestety to nie następna notka:-\. Ale za to  Kosogłos! Niestety nie mogę iść do kina ale za to będę czekać aż film pojawi się w sieci. Dobre i to :-). A czy ktoś z was idzie na premierę albo na cały maraton? Proszę pisać w komentarzach.  A jeśli ktoś będzie miał ochotę i czas to niech napisze do mnie na poczte recenzje z filmu. Oczywiście jak będziecie mogli. Katniss ( wywnioskowałam to z książki, plakatów i zwiastunów ) w tej części wspaniałej książki S. Collins ( i tu ogromne podziękowania dla niej za tą sage ktòra nauczyła mnie co to rewolucja, walka, poświęcenie i miłość ) pokazuje swoje prawdziwe oblicze. Tylko czemu Prim umarła? Ona była taka fajna. Ale cuż, co to by były Igrzyska Śmierci bez śmierci.
  Ok kończe. Następny rozdział pojawi się może w ten wekeend.
Pozdrawiam
Rue Alison♥

sobota, 14 listopada 2015

Rozdział 25: Koszmar

Przepraszam że rozdział jest taki krótki :-( Mam nadzieję że nie macie mi tego za złe. Ale powinien was trochę rozweselić bo nasi Nieszczęśliwi Kochankowie z Dwunastego Dystryktu zrobili malutki krok. Pytanie; w stronę nienawiści czy miłości? Dowiecie się czytając tą notke.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

~ Oczami Katniss ~

  - Przepraszam, to nie powinno mieć miejsca. - mówi wyraźnie speszony Gale.
- Nie to moja wina. - odpowiadam ze spuszczoną głową.
- To może ja już sobie pójdę. - rzuca chłopak przez ramię wychodząc z sali.
   Nie mając lepszego zajęcia kładę się wygodnie na poduszce i odpływam w krainę Morfeusza.
Budzę się przykuta do dosyć niewygodnego fotela. Rozglądam się wokoło. Moją uwagę przyciągają ekrany. Są na każdej ze ścian. Tylko po co to wsztstko? Ekrany rozbłyskują światłem a ja skupiam uwage na tym, co tam zobaczę.
Słyszę lodowaty, syczący przez głośnik głos Snow'a.
- A teraz, moja droga panno Everdeen zobaczy pani swoją drogę przez piekło. - Snow kończy swoją wypowiedź szyderczym śmiechem.
Chcę zamknąć oczy, nie patrzeć na to wszystko ale nie mogę. Jakajś siła nie pozwala mi ich zmróżyć nawet na milimetr.
  Jestem skazana obejżeć ten straszliwy horror, zwany moim życiem.

Effie losuje moją siostrę, moją małą Prim na igrzyska.
Zgłaszam się za nią.
Parada trybutów i wywiad z Cesarem.
74 Głodowe Igrzyska:
- moja walka z pragnieniem
- gniazdo gończych os; śmierć Glimmer i dziewczyny z czwórki
- Peeta ratuje mi życie
- sojusz z Rue i jej śmierć
- opiekowanie się Peetą i uczta przy Rogu Obfitości
- finał igrzysk i nasza prób a samobujcza
- zwycięztwo nas obojga
Rozmowa ze Snow'em i jego groźba.
Turnee Zwycięzców
Obwieszczenie że wracamy na arene.
Rozpoczęcie Igrzysk Ćwierćwiecza.
Sojusz z Mags, Finnickiem, Johanną, Wiress i Beetee' m.
Wysadzeniw areny.
Filmy z moim udziałem.
Tysiące poległych istnień.
Nasza misja w Kapitolu.
Zmiechy rozszarpujące Finnicka.
Śmierć Prim.
Moja strzała w szyji prezydent Dystryktu Trzynastego.
Depresja, próba samobujcza.
Nasza miłość, moja i Peety...
Nie mogę pohamować łez które płyną obficie po moich policzkach. Widok umierającej Prim, Finnicka i tych wszystkich osób jest straszny. Zaczynam krzyczeć, wierzgać się na wszystkie strony byleby tylko wydostać się z tego snu. Nie chcę ba to wszystko patrzeć nie chcę...
- Katniss, obudź się. To tylko sen. - słyszę ten znajomy, spokojny, troskliwy głos który budził mnie w nocy, kiedy miałam koszmary. Momentalnie bez zastanowienia wtulam się w Peete. Jego silne ramiona oplatają mnie, gotowe odginić ode mnie nawet najgorsze sny.
- Zostaniesz ze mną? - pytam bez zastanowienia.
- Zawsze. - odpowiada spokojnie.
W silnych ramionach blondyna zasypiam ponownie, nie myśląc o tym, co niedawno nam się przydarzyło.


wtorek, 10 listopada 2015

One Shot: Taka miłość zdarza się tylko raz

Tym razem one shot przedctawiający inne zakończenie książki. Mam nadzieję że Wam się spodba. Cztery konentarze= nowy rozdział.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

~ Oczami Katniss ~

  Zostało nas już tylko czworo: ja, Peeta, Johanna no i oczywiście Finnick. Sojusz rozpadł się tak jak się tego spodziewałam. Zginęło już 20 trybutów w przeciągu 6 dni. Nowy rekord igrzysk. W wyjądkowo szybkim tempie nas pozabijali. Arena to jedna, wielka pułapka. Po tym, jak odgadliśmy jej system każdy sektor rażenia powiększono aż do końca plaży. I w dodatku przesuneli czas w skótek czego w jednym dniu polegli Beetee i Gloss.Później wszysto stało się bardzo szybko: napaść innych trybutów, zwycięztwo no i w końcu rozłam sojuszu. Czuję się nie w porządku co do Johanny  i Finnicka. Pomagaliśmy sobie nawzajem, walczyliśmy ramię w ramię a teraz stoimy na wprost siebie oceniając swoje siły i przygotowując się do walki. Trudno. Jeżeli zawiera się sojusz, trzeba liczyć się z tym, że przyjdzie czas aby go zerwać. I ten czas właśnie nadszedł.
  Naciągam strzałe na cięciwe. Celuję w Johanne. Z nią od początku mam na pieńku więc nie będzie mi jej zbytnio żal. Gorzej z Finnickiem. Dzięki niemu Peeta żyje, dał odejść Magst aby Peeta żył. Jego zabiję potem. A jak z nim sobie poradzę popełnię samobójstwo. Specjalnie dałam Peecie tylko 2 noże, żeby łatwiej mi było go rozbroić. Ja za to mam łuk, kołczan z 13 strzałami i nóż. Zanim blondyn się obejży, mnie już na tym świecie nie będzie. On zwycięży. Snow da mu spokuj. Wszystko się poukładam.
  Po co to robię? Bo go kocham. Uświadomiłam sobie to w tę noc kiedy się pocałowaliśmy. Nie tak zwyczajnie, nie dla kamer. Dla siebie. Ja wiem co do niego czuję. Taka miłość zdarza się tylko raz. I chcę go ocalić. Kosztem swojego życia.
  Celuję w serce dziewczyny z siódemki. Skupiam się. Raz... dwa... trzy. Wypuszczam strzałe. Wszystko dzieje się jakby w zwolnionym tempie. Widzę każdy ruch przeciwniczki. Próbuje zrobić unik, ale jest już za późno. Strzała gładko wbija się w klatke piersiową Johanny. Po chwili rozlega się huk armaty. Zostało nas troje.
  Teraz został tylko i aż Finnick. Podczas potyczki z zawodowcami został zraniony w prawą noge, dlatego wolniej się porusza. Ale to nie znaczy że będzie go łatwo pokonać. Jest ode mnie i Peety dużo większy i masywniejszy. Zabicie go będzie wymagało sprytu i dobrego planu. On ma trójząb. Broń w jego rękach niosącą śmierć i zagłade. Był szkolony od najmłoszych lat do zabijania. Ja tylko polowałam. No tak! Mogę przecież odbiec od niego i wtedy zaatakować. Co prawda jego trójząb też ma daleki zasięg, lecz razem z Peetą odbiegniemy a kiedy będzie już w dobrej odległości od nas, wypuszczę strzałe i będzie po wszystkim.
- Peeta musisz mi zaufać. - oznajmiam.
- Co chcesz zrobić? - .
- Zaufaj mi i rób to co mówię. - .
- Dobrze. - chłopakowi te słowa nie przychodzą łatwo ale ostatecznie się  zgadza.
- Na moją konende zaczniesz biec. Teraz. - i ruszyliśm jak najdalej Finnicka. Jak się spodziewałam, zaczął nas gonić. Nie idzie mu to najlepiej za względu na noge. To dobrze, mamy większą szanse na wygraną. Jest już ostatecznie blisko. Robi zamach i rzuca trójzębem.
Na szczęście zrobiłam unik i trójząb nie trafił we mnie ani w Peete.
  Naciągam strzałe na cienciwe. Celuleję prosto w serce przeciwnika. Raz... dwa... trzy... wypuszczam strzałe. Mówię tylko szeptem:
- Przepraszam i dziękuję za wszystko. - strzała wbija się w serce Finnicka. Rozlega się huk armaty. Teraz tylko samobójstwo i Peeta wróci do domu. Wyjmuję nóż i wbijam nóż w tętnice szyjną. Najszybszy sposób na odebranie sobie życia.

~ Oczami Peety ~

  Rozlega się huk armaty oznajmującej śmierć Finnicka. Będzie mi go szkoda. Dzięki niemu żyję. Spidlądam na Katniss. Widzę w jej ręku nóż który zatapia we własnej szyji.
- Nie! - krzyczę, lecz jest już zapóżno. Z gardła dziewczyny leje się obficie krew. Klękam obok niej i przytrzymuję ręke na jej ranie.
- Dlaczego Katniss, dlaczego? - pytam.
- Bo cię kocham. - odpowiada słabym głosem.
- Ja ciebie też, ale czemu chciałaś popełnić samobójstwo? - .
- Żebyś wrócił do domu. - .
- Ale ja nie będę mógł bez ciebie żyć. - mówię ledwo opanowując emocje.
- Skoro ty nie wrócisz, to ja też. W tym roku nie będzie zwycięzcy igrzysk. - mówiąc to tnę sobie tętnice szyjną podobnie jak moja ukochana.
- Zostaniesz przy mnie? - pyta dziewczyna.
- Zawsze. - odpowiadam a dwa wystrzały armaty obwieszczają naszą śmierć.

~ Wkrótce po śmierci Nieszczęśliwych Kochanków z Dwunastego Dystryktu ~

  Wybuchły powstania. Tysiące ludzi ruszyło na stolice. Kapitol wkrótce został obalony. Wszyscy skierowali broń w stronę  prezydenta Snow'a. Został on zabity dokładnie pięć miesięcy po samobujstwo Katniss i Peety. Zostali oni twarzami rewolucji.
Pierwszymi ofiarami wojny stały się dzieci z 74 Głodowych Igrzysk: Rue, Thresh, Clove, Cato, Glimmer, Marvel i pozostali trybuci.
W rewolucji zginęło tysiące ludzi. Osierocili w ten sposób dzieci, owdowili żony.
Pokój im duszą.

niedziela, 8 listopada 2015

Rozdział 24: Pocałunek

  Proszę, oto i kolejny rozdział. Wnosi trochę do relacji Katniss-Gale. Tak jak poprzednio: Cztery komentarze - nowy rozdział.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

  Świetnie, po prostu genialnie! Mellark będzie leżeć razem ze mną w jednej sali. Oddalony zaledwie o 2 metry ode mnie. Jutro z samego rana poproszę o zmianę sali. Nie mam najmniejszej ochoty siedzieć z tym dupkiem przez 2 tygodnie. Zdradził mnie a teraz pewnie będzie mnie przepraszał. Nie dam mu się.
  Ciekawe kto mu tak pięknie obił buźkę. Muszę mu koniecznie podziękować.
  W tej samej chwili do mojej sali wchodzi Johanna:
- Witaj ciemna maso. O widzę że dali ci kogoś do towarzystwa. - .
- Przyjrzyj się i zobacz kto nas uraczył swoją obecnością. - warczę.
Dziewczyna podchodzi do łóżka i z wrażenia cała krew odpływa jej z twarzy.
- Ty to przecież Mellark. - .
- No naprawdę. Dzięki że mnie oświeciłaś. Jakbym sama nie wiedziała. - mówię zgryźliwym tonem.
- Ciekawe kto go tak ładnie załatwił. Szkoda że to nie ja mu to zrobiłam. - Jo wyraźbie posmutniała. Jak to ona. Nikt nie ma prawa bić jej wybranych ofiar. Oczywiście oprócz niej.
  Drzwi do sali ponownie się otworzyły i do sali weszli Haymitch, Annie wraz z Finnem i Will. Jednak widok jednej osoby zbija mnie z tropu. Gale. Co on tu robi?
- Cześć. - mówi z niespotykaną dla niego nieśmiałością.
- Cześć. - odpowiadam takim samym tonem.
- To my może zostawimy was samych. - mówi Annie i po chwili przekonywania wychodzą razem z nią Haymitch i Johanna.
- Będziemy za drzwiami. - oznajmia tylko były mentor i zamyka za sobą drzwi.
- Po co przyszedłeś? - pytam.
- Zobaczyć co z tobą. - odpowiada cicho.
- Teraz kiedy najmniej cię potrzebuję. - warczę.
- Przepraszam. Po prostu nie mogłem od razu po rebeli wrócić do 12. - tłumaczy się.
- Czemu? - pytam.
- Wszystko przypominało mi ciebie. Nie mogłem znieść że wybrałaś Mellarka. - .
- Teraz to i tak bez znaczenia. On mnie zdradził z Delly. - mówię prosto z mostu.
- Nie obeszło to mojej uwadze i postanowiłem że obiję mu tą śliczną buźkę.  - odpowiada z tym samym błyskiem w oczach, co wtedy kiedy powiedziałam mu o ucieczce z dystryktu przed Ćwierćwieczem Poskromienia.
- Dzięki. - .
- Nie ma za co. Należało mu się. - odpowiada brunet.
  Po tych słowach zaczyna się krępująca cisza, której tak nienawidzę. Patrzymy sobie w oczy. Gale bierze moją twarz w swoje dłonie i delikatnie mnie całuje. To całkiem inny pocałunek od tego, jakimi raczył mnie darzyć przed rebelią. Tamte były bardziej zachłanne. Ten jest lekki jak wiosenny wiatr, wyraża tą tęsknotę, ten ból jaki sprawiło mu nasze zerwanie kontaktów, nasza rozłąka. Odwzajemniam go. Całujemy się dopuki nie zabraknie nam tchu. Nie obchodzi mnie że obok leży Mellark. On przecież śpi. A nawet jeśli już się obudził to dobrze. Niech patrzy. Teraz liczymy się tylko ja i Gale.

~ Oczami Peety ~

  Wszystko mnie boli. Czuję się jakby przejechał po mnie pociąg. Dosłownie. Przypominam sobie wydarzenia które pamiętam. Pobił mnie Gale, bo... zdradziłem... Katniss i o mało przeze mnie nie umarła. Należało mi się. Straciłem przytomność i najprawdopodobniej leżę teraz w szpitalu. Ciekawe co z Kat. Mam nadzieję że żyje. Co prawda Gale mówił że ona prawie umarła, ale z kąt mogę wiedzieć że ona na pewno żyje?
  Rozglądam się po sali. Nie jestem jedynym pacjentem w tym pomieszczeniu. Nie, to nie możliwe. To Katniss. Ona żyje. Siedzi przy niej Gale. Czego on od niej chce? Rozmawiają. Niestety cicho i nie słyszę o czym. Przerywają rozmowę. Trwa między nimi cisza. On bierze jej twarz w swoje dłonie i ją całuje. A ona nawet się temu nie opiera! Wręcz przeciwnie. Ona go odwzajemnia. Z resztą, czemu się dziwić? Zdradziłem ją. Po co miała by po tym rozpaczać? Przerywają, a ja odwracam się do nich plecami choć sprawia mi to niewyobrażalny ból i udaję, że śpię.

sobota, 7 listopada 2015

Rozdział 23: To moja wina...

~ Oczami Peety ~

Siedzę na kanapie. Próbuję opanować błyszczące wspomnienia. Kiedy nie ma przy mnie Katniss wszystko mi się miesza. Zdradziłem ją z Dellly. Prawda czy fałsz? Kocham ją. Prawda czy fałsz?
  Moje rozmyślania przerywa pukanie do drzwi. Nie, to walenie. Zaciskam paznokcie na nadgarstku tak mocno, że po chwili czuję strużki krwi płynące powoli po mojej ręce. Wstaję i otwieram drzwi. W progu stoi osoba, której najmniej się spodziewałem. Patrzy na mnie swoimi szarymi oczami ze Złożyska. Gale. Nie zorientowałem się, kiedy brunet mnie przewrócił a teraz leży na mnie i okłada mnie pięściami. Próbuję się bronić. Blokuję jego ciosy aż do momentu, kiedy wypowiada słowa, przez które moje życie przestaje istnieć.
- Zdradziłeś ją, choć ona ci zaufała. Przez ciebie ona prawie umarła. Chciałeś ją zabić! - .
Przestaję odpierać ataki przeciwnika. Poddaję się. Może mnie nawet zabić. Nic się teraz nie liczy. Przeze mnie Katniss prawie umarła. Nie zasługuję na nią. Nie zasługuję na to żeby żyć. To wszystko moja wina... To moje ostatnie myśli zanim tracę przytomność.

~ Oczami Gala ~

Okładam Mellarka pięściami aż ten traci przytomność. Przez tego piekarzyka Kotna prawie umarła, gdyby nie zauważył jej mój kumpel Will. Co za palant. Miał najlepszą dziewczyne w całym Panem i ją zdradził. Czemu ona wybrała jego zamiast mnie? Znamy się od 5 lat. A on chciał poświęcić za nią życie i poszła do tego kaleki. On nie jest jej wart. Ona zasługuje na kogoś takiego jak ja. Ja utrzymywałem jej rodzine przy życiu zanim wygrała igrzyska. Ja się nią opiekowałem. On tylko chodził, otaczał się dziewczynami i patrzył jak ona głoduje. Co za frajer. Teraz może trochę zmądrzeje.

~ Oczami Delly ~

  Idę do Peety. Mam nadzieję że się mnie nie gniewa za wczoraj. Pewnie miał te przebłyski wspomnień z Kapitolu. Przecież on mnie kocha. Teraz gdy ta cała Katniss go zostawiła nic nie stoi nam na przeszkodzie żeby być razem. On mi się oświadczy, weźmiemy ślub i będziemy mieć całą gromadke dzieci. On przecież zawsze kiedy się razem bawiliśmy w dom był tatą i powtarzał, że jak dorośnie będzie je mieć.
  Wchodzę do domu mojego ukochanego. Drzwi nie były zamknięte więc wchodzę bez pukania. W końcu za niedługo możę się tu wprowadzę. Trzeba się przyzwyczajać. Idę do salonu.
   O matko! Peeta leży cały posiniaczony w kałuży krwi na podłodze. Dobrze Delly myśl! Czego nas uczyli na kursie pierwszej pomocy podczas rebelii? A tak! Trzeba sprawdzić tętno i puls. Jestem genialna. Wykonuję te dwie czynności. Uff, na szczęście nie jest z nim tak źle. Wyjmuję telefon i dzwonię po pogotowie. Za jakiejś 5 minut powinni być. Niech ja tylko dorwę tego, kto to zrobił mojemu mysiaczkwi. Gorzko za to zapłaci. Oh jeszcze mnie popamięta!
  Przyjeżdża pogotowie i zabiera Peete do szpitala a ja jadę za nimi.

~ Oczami Katniss ~

  Will wyszedł 2 godziny temu zostawiając mnie z moim myślami. Chce mi się płakać. Mój chłopiec z chlebem... on...on mnie zdradził. Czym ja zawiniłam? Co zrobiłam? Czy to mja wina? Nie. To jego wina i wyłącznie jego. To on mnie zdradził nie ja jego.
  Drzwi do mojej sali otwierają się i wjeżdża do niej łóżko szpitalne z jakimś pacjentem. No to mam współ lokatora.
- Proszę. Teraz możecie być razem. - oznajmia pielęgniarka i wychodzi.
Przyglądam się osobie leżącej na łóźku. To nie możliwe. To Mellark!

wtorek, 3 listopada 2015

Rozdział 22: Nie jesteś jej wart... Wszysto błyszczy gdy nie ma jej przy mnie...Jakby umarła...Will

Hej, cześć i siema drodzy trybuci! Mam dwie wiadomości: dobrą i złą. Zacznę od tej złej: poprzedni rozdział to nie był kolejny koszmar Katniss. Peeta naprawdę ją zdradził z Delly. A ta dobra wiadomość: i tak się zejdą! No więc proszę nie lamentować że oni muszą być razem bo ja doskonale wiem że oni muszą być razem i będą ale po pewnym czasie. No nie przedłużam i zapraszam do czytania i komentowania.
4 Komentarze = nowy rozdział.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

~ Oczami Haymitcha ~

  Siedzę jak zwykle przy butelce - mojej najlepszej kochance i przyjaciółce -. Do mojej ledwo działającej świadomości docierają jakiejś krzyki. No pięknie, nasze gołąbeczki już pokłucone. Nawet nie dadzą człowiekowi spokojnie się napić. Wstaję. Muszę trzymać się krzesła żeby nie upaść. Wiadomo, bimber robi swoje. Kieruję się mozolnie do drzwi. Przekręcam klamkę. Rozglądam się w storonę domu Katniss i Peety. Nie wiem o co poszło, ale wodok Dziewczyny Igrającej z Ogniem całej zapłakanej biegnącej w stronę lasu nie wróży nic dobrego. Idę za tym do domu Mellarka aby zbadać o co poszło. Otwieram drzwi bez pukania. Uważam że to tylko strata czasu. Mój wzrok ląduje na schodach. A raczej osobie z nich schodzących. Jest to dziewczyna o długich, blond lokach iniebieskich oczach. Pewnie pochodz z miasta. Ona jest w samej bieliźnie. No to już wiem o co poszło. A raczej o kogo. Wchodzę do salonu. Na kanapie ze spuszczoną głową siedzi nie kto inny jak Mellark. Oj to sobie poważnie porozmawiamy.
- I co chłopcze, zadowolony z siebie jesteś? - pytam cicho, ale w moim głosie słuchać złość.
- Jeśli przyszedłeś mnie jeszcze dobić to drzwi są tam. - mówiąc to chłopak wskazuje ręką wyjście.
- Jeśli nie chcesz rozmawiać to nie. Ale pamiętaj: przed waszymi drugimi igrzyskami kiedy mieliście wychodzić na arenę powiedziałem jej, że nawet za 100 lat nie będzie ciebie warta. Myliłem się. To ty nawet za 1000 lat nie będziesz jej wart. - kończę i wychodzę.

~ Oczami Peety ~

  - Jeśli nie chcesz rozmawiać to nie. Ale pamiętaj: przed waszymi drugimi igrzyskami kiedy mieliście wychodzić na arenę powiedziałem jej, że nawet za 100 lat nie będzie ciebie warta. Myliłem y To ty nawet za 1000 lat nie będziesz jej wart. - były mentor kończy swój monolog. Ma racje. Nawet za 1000 lat nie będę jej wart. I co ja najlepszego zrobiłem? Zdradziłem ją. Zachowałem się jak ostatni dupek. Ona mnie kochała a ja ją po prostu zdradziłem. Co jest ze mną nie tak? Najpierw uganiałem się za nią całe 10 lat przed igrzyskami, później gotowy byłem dla niej oddać swoje życie, a teraz co? Zdradziłem ją jakby to wszystko się nie wydarzyło.
- Nad czym tak myślisz? - słyszę szept Delly a jej ręce błądzą po moich plecach. Nie panuję nad sobą. Wybucham:
- Zabieraj łapy! Odejdź! Wynocha z mojego domu! - wrzeszczę opentany, a dziewczyna zabiera swoje ubrania i ucieka z mieszkania. Wszysto błyszczy, gdy Katniss nie ma przy mnie...

~ Oczami Willa ~

Biegam jak zwykle o tej porze. Dziś wybirałem się drogą wzdłuż ogrodzenia. Jestem już przy dziurze w ogrodzeniu na tak zwanej '' Łące '' kiedy ją zauważam. Przyśpieczam bieg i nie mija minuta a już jestem przy niej.
  Wygląda jakby umarła. Jej skóra jest popażona. Chyba wpadła na ogrodzenie ale ono przecież nie jest pod napięciem. Jednak na potwierdzenie mojej teori o jej popażeniach słyszę brzęczenie. Wyjmuję błyskawicznie komórkę i wybieram numer pogotowia. Jeden sygnał... drugi... no błagam niech ktoś odbierze...
- Halo? -
- Halo? Proszę przysłać jak najszybciej karetke na Łąke.- odpowiadam na jednym tchu.
- Co się stało? - pyta głos w słuchawce.
- Dziewczyna na oko 17 lat wpadła na ogrodzenie które jest pod napięciem. - mówię.
- Czy oddycha? - . Sprawdzam jej oddech.
- Tak ale bardzo słabo. - odpowiadam zdenerwowany.
- Już wysyłam karetke. Proszę przy niej zostać. - głos kończy rozmowę. Przyglądam się dokładniej dziewczynie. Kogoś mi przypomina. Zaraz, zaraz... to przecież Katniss Everdeen. To ona wy własnej postaci. No nieźle.
  Moje rozmyślania przerywa ryk syreny. Po chwili przede mną pojawia się karetka a z niej wyskakują lekarze, kładą ją na noszach i wkładają do pojazdu. Postanawiam iść do szpitala i dowiedzieć się co z nią.

~ Oczami Katniss ~

  Wszystko mnie boli. Każda komórka mojego ciała krzyczy, rozdziera się na pół. Otwieram oczy bardzo powoli i rozglądam się po sali. No pięknie. Znowu jestem w szpitalu. Mój wzrok ląduje na parze szmaragdowo-zielonych oczu, które bacznie mnie obserwują.
- Hej, Will jestem. - mówi nieznajomy.

poniedziałek, 2 listopada 2015

Rozdział 21: A mówił że tylko dla mnie żyje...

Hej, cześć i siema drodzy trybuci! Oto i jestem a wraz ze mną kolejny rozdział który dużo zmieni w relacjach między Katniss a Peetą. Postanowiłam że troszkę zawyżę poprzeczkę i NOWY ROZDZIAŁ POJAWI SIĘ KIEDY BĘDĄ 4 KOMENTARZE. No więc macie troszkę trudniejsze zadanie ale ja wiem że jak chcecie, to te 4 komentarze pojawią się w jeden dzień. No dobra nie przedłużając wszystkich pozdrawiam i niech los wam sprzyja!
Rue Alison♥
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

  Już dziś znów zobaczę Peete. Nie mogę już się tego doczekać. Jeszcze tylko 2 godziny i znów poczuję jego zapach, oddech na karku, smak jego ust na swoich. To będą bardzo długie 2 godziny. Podejrzewam że nawet najdłuższe w moim życiu.
  Razem z Johanną wracamy do Dwunastego Dyastryktu po tygodniowym pobycie w Czwórce. Początkowo był z nami Peeta, ale musiał wyjechać do trójki po proteze  a następnie sam wrócił do Deunastki. Miałyśmy być tam tylko na 3 dni ale Annie tak bardzo nalegały że musiałyśmy zostać. W tym czasie bardzo polubiłam synka Finnicka. Chłopiec jest bardzo podobny do swojego ojca, ale oczy Finn zdecydowanoe ma po swojej matce. Annie kilka razy powtarzała nawet że powinnam mieć dziecko, że tak dobrze zajmuję się Finnem, ale ja za każdym razem powtarzałam że nie. Wiem że Peeta byłby najlepszym ojcem na świecie. Ale ja... ja zwyczajnie się do tego nie nadaję. Nie potadziłabym sobie w roli matki. Może i przez pewien czas wychowywałam Prim ale ona miała wtedy 7 lat.
  Z zamyślenia wyrywa mnie głos Jo.
- O czym myślisz ciemna maso? -
- O niczym. - .
- Co, zatęskniłaś za swoim kochasiem? - dogryza mi Mason.
- A jeśli to co? - .
- To nic. Za godzine będziemy w Dwunastce.-  dziewczyna kończy rozmowe.
  Jeszcze tylko godzina. Nie powiedziałam Peecie, że przyjeżdżam. To ma być niespodzianka. Jestem bardzo ciekawa jego reakcji. Na pewno się ucieszy.
***
Jdę przez Wioske Zwycięzców cała  rozpromieniona. Jeszcze tylko kilka budynków... jeszcze tylko trzy... dwa... jeden dom.
Otwieram drzwi po cichu i upewniam się czy nie ma tu blondyna.       Rozglądam się po kuchni, salonie. Nigdzie go niema. Nagle z góry słyszę jęk. Szybko wchodzę po schodach. Przeskakuję po dwa, trzy stopnie na raz. Obracam klamkę w drzwiach. Mój wzrok ląduje na łóżku.
   Peeta nie jest w nim sam. Za jego plecami widzę kobiete. Przyglądam jej się dokładniej. To Delly.
  Odwracam się na pięcie i w biegu schodzę ze schodów i zmierzam do drzwi. W tej samej chwili kiedy mam zamiar złapać klamkę na nadgarsku czuję mocny uścisk. To Peeta.
- Katniss posłuchaj mnie. To nie miało być tak... - mówi drżącym głosem.
- Nie ma mnie tydzień a ty już sobie znalazłeś inną na moje miejsce. Jak mogłeś. A pomyśleć że ja cię naprawdę kochałam. - odpowiadam. Próbuję się uwolnić ale uścisk staje się coraz mocniejszy.
- Puszczaj. - cedzę przez zaciśnięte zęby.
- Nie, nie puszczę cię. - oznajmia spokojnie błęktnooki. Odruchowo biorę zamach i próbuję uderzyć Peete ale on przewiduje mój ruch i zaledwie kilka centymetrów od jego policzka zatrzymuje mój cios. Nie wiem co zrobić. Jestem w pułapce. Twarz blondyna niebezpiecznie zbliża się do mojej. Moje próby uwolnienia się nie skutkują. Czuję jego ciepły oddech na swojej skurze. Niespodziewanie czuję smak jego ust na swoich wargach. Pocałunek jest delikatny a zarazem namiętny. Kiedy Mellark kończy stoję w bez ruchu. On puszcza moje nadgarstki. Na jego twatrzy widzę cień nadziei.  Korzystając z okazji pędę ruszam przed siebie. Słyszę jego wołanie ale nie zatrzymuję się. Biegnę do jedynego miejsca gdzie mogę być sobą, gdzie nikt nie zobaczy moich łez. Do lasu.
  Czemu on mi to zrobił. W czym ta cała Delly jest lepsza ode mnie? Mówił że kocha tylko mnie, że jedyną osobą dla której żyje jestem ja! I co ja by mnie tak bardzo kochał to by mnie nie zdradził. Najlepiej przespać się za plecami Katniss, ona o niczym nie będzie wiedział bo jest głupia jak but! Już lepiej było zabić go przy pierwszej lepszej okazji na igrzyskach. Wygrałabym, Prim by żyła. Do rewolucji też sama bym doprowadziła bez tych jego głupich wymysłów o " Nieszczęśliwych Kochankach z Dwunastego Dystryktu " . Haymitch by mnie pokierował i sama ośmieszyłabym Kapitol i Snowa. Cinna by mnie ucharakteryzował i poradziłabym sobie bez tych jego głupuch gierek o miłości. Snow mógł zrobić dla mnie chociaż tę przysługę i zabić go na torturach. To nie bo pannę Everdeen trzeba zniszczyć od środka i wysłać jej kochasia aby ją udusił. Faceci ogólnie są idiotami. Chyba jedynymi wyjądkami są mój tata i były mentor. No i oczywiście Finnick. A niech pójdą do diabła. Mam ich gdzieś. Niech mnie zostawią w świętym spokoju.
  Nie zauważam brzęczenia i wpadam na ogrodzenie które jest pod napięciem...