niedziela, 4 października 2015

Rozdział 18: Annie

Kolejny rozdział - trzy komy.

  Lecimy razem poduszkowcem do Czwórki. Nie mogę się doczekać aż zobaczę się z Annie i jej synkiem Finnem. Podobno ( jak udało mi się wyciągnąć od Jo ) mały to wykapany tatuś. Tylko oczy ma po mamie.
  Spogląd na Peete który śpi z głową na moich udach. Biedak. Nie spał od dobrych 24 godzin. Haymitch opowiadał mi jak blondyn planował niespodziankę dla mnie. Niech śpi. Sen mu się przyda. Spoglądam przez okno. Ciekawe nad którym Dystryktem lecimy. Może to piątka, lub szóstka? Nie wiem. Z tej całej nudy i ja też postanowiłam się zdrzemnąć.
***
  Budzi mnie głos pilota, który oznajmia, że czas już się zbierać. Delikatnie szturcham blondyna aby go obudzić. Jednak to nie skutkuje. Próbuję mocniej. I dalej nic. W końcu łapię się ostatniej deski ratunku. Pochylam się nad moim ukochanym i składam na jego ustach pocałunek.
- No na taką pobudkę mogę mieć codziennie. - mówi z uśmiecham.
- Lepiej się pośpiesz mój śpiący królewiczu bo zaraz lądujemy. - .
- No już wstaję. - .
- Ruszcie się! - Jo przypomina nam że jeszcze tu jest.
  Razem wychodzimy z poduszkowca. Peeta oczywiście uparł się, że weźmie wszystkue torby, bo ja mam się nie przemęczać.
Idziemy w kierunku Wioski Zwycięzców. W Czwórce jest pięknie. Słychać szum morza. Czuć zapach sosen. Już coś czuję, że te wakacje będą cudowne.
   Moje rozmyślania przerywa Jo:
- No oto i dom Annie. - . Po chwili dziewczyna puka do drzwi.
  Staje w nich Annie. Włosy ma spięte spinką, a ba sobie białą, letnią sukienke. Jej oczy są zielone i zamiast iskierek szaleństwa goszczą w nich iskierki radości.
- Oh! Witajcie! - wita się z nami rzucając nam się na szyję i mocno przytulając.
- Wejdźcie do środka, zapraszam. - oznajmia rudowłosa wpuszczając nas do środka.
  Rozglądam się po domu. W zasadzie zbytnio się nie różni od tego, w którym mieszkam z Peetą. Tyle że tu jest więcej rzeczy związanych z morzem. Różnego rodzaju muszle, obrazy, bukiety z kwiatów nadmorskich. No i oczywiście pełno zabawek dka dziecka.
  Idę do salonu, gdzie wszyscy już się zebrali. Koło stolika jest rozłożona koc a na nim pełno zabawek a pośród nich siedzi mały junior Finnick. Naprawdę jest podobny do swojego ojca. Bląd loczki spadają na jego czoło. Na szczęście nie przysłaniają mu pięknych, zielonych oczu, które z pewnoścą odziedziczył po mamie. I ten uśmiech. Niedaleko pada jabłko od jabłoni. Po prostu istny Finnick.
- Chcesz go potrzymać? - pyta Annie.
- No, dobrze. - odpowiadam nieśmiało.
Dziewczyna daje mi potrzymać małego. To naprawdę wspaniałe odczucie.
  Siedzimy tak jeszcze przez godzinę. Oczywiście Finn
przesiedział ją na moich kolanach. Teraz idziemy do mieszkania, które wynajął dla nas blondyn. Kiedy zbliżamy się do niego błękitnooki niespodziewanie bierze mnie na ręce tak jak pan młody bierze panne młodą i tak przekraczamy próg.

3 komentarze:

  1. Ojejku! Jakie słodkie!
    No i Finn ♥ Wykapany Finnick!! A ja kocham Finnicka, więc... jestem meeeega szczęśliwa ♥ no bo Finn to mały Finnick ♥
    Dawno nie było rozdziału... już się bałam, że postanowiłaś skończyć z pisaniem... NIE STRASZ MNIE TAK WIĘCEJ!
    Rozdział jest bardzo fajny, a te napominanie o Finnicku to wieeeelki plus... bo ja szczerzę się jak idiotka za każdym razem jak przeczytam jego imię ♥

    No dobra... kończę ten nie ogarnięty komentarz i życzę weny i czekam na kolejny rozdział i oczywiście zapraszam do siebie i do komentowania rozdziałów u mnie:
    http://losyfinnickaiannie.blogspot.com/

    Pozdrawiam
    love dream

    OdpowiedzUsuń