poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Rozdział 39: Wybaczam ci, chłopcze z chlebem.

Szłam wąskim korytarzem, który prowadził do sali narad. Muszę jechać do Kapipitolu, i to z pewnością nie jest żadną  moją zachcianką, kaprysem, czy słomianym zapałem. Muszę tam jechać i pomóc naszej drużynie. Stanęłam przed drzwiami z matowego szkła. Nad nimi wisiała tabliczka, która głosiła "Sala obrad. Nieupoważnionym wstęp wzbroniony. " Z pomieszczenia dobiegały krzyki i głośne rozmowy. Udało mi się wyłapać ich szczątki : "... Nieudana misja... Ekipa zaginęła... Musimy wysłać ekipę ratunkową.

Otworzyłam 'wrota' i zobaczyłam kilku ludzi, zapewne starszych ode mnie o jakieś dwadzieścia lat. Przeglądali nerwowo papiery, mapy i wskazywali coś na hologramowej, trójwymiarowej projekcji całej powierzchni Panem. Nikt nawet nie zauważył, że weszłam do pomieszczenia. Odchrząknęłam, a dopiero wtedy zwrócili na mnie uwagę.

- Chcę polecieć do Kapitolu i pomóc drużynie - odparłam spokojnie, choć w duchu trzęsłam się z obawy, że nie pozwolą mi jechać zw względu na... mój ostatni uszczerbek na zdrowiu.

- To nie możliwe. Twoją drużynę uważa się za zaginioną. Nie mamy z nimi jakiejkolwiek łączności. Będziemy wysyłać ekipę ratunkową, choć jest tylko 20% szans, że odnajdziemy ich... Żywych -  odpowiedział mężczyzna z kilkoma, prawie niewidocznymi, zmarszczami.

- W takim razie chcę lecieć na misję ratunkową - odrzekłam pewnie. Musiałam tam lecieć, po prostu muszę.

- Czy przeszłaś odpowiednie szkolenie?

- Myślę,  że tak. Ćwiczyłam razem z moją drużyną i brałam udział i zamach u na prezydenta Snow'a podczas rewolucji. To chyba wystarczające kwalifikacje - powiedziałam. Powoli kończyła mi się cierpliwość. Najchętniej rozpłakałabym się tu i teraz.

- W takim razie niech zgłosi się pani za dwie godziny na lotnisku. Będzie tam czekał poduszkowiec razem z resztą drużyny. A w tym czasie proszę udać się do siebie - zrobiłam tak jak polecił mi mężczyzna.

W ekspresowym z budynku przebiegłam do domu. Wpadłam do niego, z trzaskiem zamknęłam drzwi i pobiegłam do sypialni.

Pościel po stronie łóżka Peety nadal pachniała nim. Przytuliłam się do jego poduszki i rozpłakałam. To niemożliwe, on musi żyć. Jak to,że jest zaledwie 20% szans tego, że żyje? To nie tylko sen, z którego zaraz się obudzę, tylko kolejny koszmar. A po przebudzeniu obok mnie będzie leżał mój narzeczony i pocałunkiem mnie przywita. Tak jak w bajce...

Ale to nie bajka. Ja nie obudzę się ze złego snu, bo to moje życie jest tym koszmarem. Peeta razem z Galem i resztą w Kapitolu, ja jestem w Dystrykcie Zerowym, tysiące kilometrów od nich i wypłakuję się w poduszkę.

Jestem słaba. Zamiast myśleć, jak ich uratować, ja płaczę. Nie zasługuję na blondyna, na nikogo.

Wstałam z łóżka i podeszłam do lustra w łazience. Moje włosy były roztrzepane i wyglądały jak gniazdo. Włosy zaczerwienione i opuchnięte od płaczu. Ubrania pomięte. Jednym słowem wyglądałam jak potwór. Ogarnęłam się trochę, żeby nie przestraszyć wszystkich.
Ubrałam się w wygodne ubranie,choć i tak dostaniemy pewnie mundury. Włosy związałam w mocny warkocz.

Spojrzałam na zegarek. Zostało mi pół godziny. W sam raz zdąrzę. Spacerkiem będę tam akurat na czas, bo lotnisko i hangary znajdują się na obrzeżach Dystryktu.

Tak jak mówiłam, na lotnisku byłam po pół godzinnym spacerze. Starałam się zachować spokój, bo zdenerwowanie i strach to źli doradcy, i najwyraźniej udało mi się to, choć w środku cała się trzęsłam. A co, jeśli misja się nie uda?

Tak jak podejrzewałam, na pokładzie poduszkowca dali nam mundury typowe dla żołnierzy i kazali się przebrać. Każdy spełnił rozkaz i usiadł na swoim miejscu, zapiął pasy i wystartowaliśmy, a ja oddałam się do krainy myśli, w której główną rolę grały te negatywne.

                                  ***

Moje zmysły zaczęły rejestrować wszystkie bodźce, kiedy z głośników dobiegł nas głos pilota, że znajdujemy się nad terenem, na którym toczone są walki. Spojrzałam w dół. W naszą stronę śmigały kule, Strażnicy Pokoju w białych uniformach przegrupowywali się. Mogłam to wszystko dostrzec, ponieważ lecieliśmy całkiem nisko.

Nagle rozległ się ogromny huk. Ciężkie działa. Pamiętam to jeszcze z czasów rebelii. Po chwili pikanie, komunikat, że zostaliśmy zastrzeleni. Spadanie. Huk. Ogień. Ciemność. Moje ostatnie słowa.

Wybaczam ci, chłopcze z chlebem.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Kto czyta = komentuje!!!

5 komentarzy:

  1. Końcówka... Wbija w fotel! Mam nadzieję, że Katniss jednak żyje, jednak sądząc po tym jakie na być zakończenie, to sama nie wiem...
    W każdym razie rozdział cudowny i juz nie mogę się doczekać kolejnego :)
    Viks Follow

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Epilog jest dostępny na moim profilu Wattpad - login Blood_Merry_
      Niesiety nie mogę tu go opublikować, ponieważ mój komputer ciągle się zacina, a rodzice uznali, że lepiej, żebym uzbierała na nowy, niż żeby ciągle naprawiać tego mojego 'gruchota'.

      Usuń
  2. No hej :)[wiem bardzo skomplikowane powitanie i baaaardzo oryginalne]
    Ja tu sobie siedzę spokojnie czytam a ty nagle łup zestrzelili poduszkowiec. Nie no okej xD Wogule czy tylko ja chcę zobaczyć minę tego gościa co z Kat rozmawiał, po tym jak sprecyzowała swoje "kwalifikacje " ?
    Oleverd
    Ps zapraszam do siebie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Jeśli chcesz dowiedzieć się, jak wszystko się zakończyło, to zapraszam do mnie na Wattpad - login Blood_Merry_
      Nie mogę jak na razie dodać epilogu na bloga przez komputer :(

      Usuń
  3. Twój blog=najlepsze co mnie w rzyciu spptkało

    OdpowiedzUsuń