Hej, cześć i siema moi trybuci! Tak jak obiecałam oto i kolejny rozdział. Tak jak ostatnio: trzy komy = nowy rozdział. Zapraszam do czytania i komentowania.
R.A♥
- Jezu Katniss, ty... ty się obudziłaś! - wręcz krzyczy z radości Peeta.
- Po pierwsze: błagam ciszej bo głowa mi pęka. Po drugie: ja nie spałam tylko byłam na arenie! - mówię z oburzeniem.
- Na jakiej arenie?! Te leżałaś w śpiączce. Nic nie pamiętasz? - dopytuje się blondyn.
Powoli przytłaczam sobie obrazy sprzed areny. Bitwa z Jo, błysk reflektorów, huk i ból. Ja nie byłam wcale na arenie. Ktoś próbował mnie zabić...
- Ale jak to. Przecież ja tam byłam, walczyłam. -
- Posłuchaj mnie kochanie, to tylko sen. Nie byłaś na arenie tylko spałaś. - odpowiada spokojnie.
- A... a ile byłam w śpiączce? - pytam.
- Dwa i pół tygodnia. - .
- Tyle samo spędziłam na arenie. - .
- Kat ile razy mam ci powtarzać: nie byłaś na arenie. - blondynowi już chyba kończą się nerwy.
- Ale ja przecież zabijałam...-
- Spokojnie, to był tylko sen. Nie byłaś na arenie. W życiu bym nie pozwolił ci tam wrócić. - mówi ciepło błękitnooki i zamyka mnie w uścisku, z którego nie chcę uciec. Nic więcej mi nie potrzeba, wystarczy mi tylko jego ciepło i bezpieczeństwo.
I nagle to do mnie dociera. Jeśli ktoś chciał zabić mnie to jego kolejnym... celem może stać się... O mój Boże. Następnym celem tego kogoś jest Peeta.
Z moich oczu spływają łzy jedna po drugiej. W końcu po moich polczkach lecą całą kaskadą stróżki słonych łez.
- Hej, co się stało? - patrzy na mnie tymi swoimi, pięknymi, niebieskimi oczami.
- Nadal nic nie rozumiesz? Jeśli ktoś zaatakował mnie to również może także i ciebie... - łkam.
- Ciii, nic mi się nie stanie. - uspokaja mnie.
- Obiecujesz? - pytam.
- Obiecuję. - mówi i jeszcze mocniej mnie do siebie przytula.