sobota, 12 września 2015

Rozdział 12: Martwa

  Hej, cześć, siena moi trybuci! Po pierwsze chcę Was bardzo przeprosić za tą przerwę, ale rozumiecie, szkoła, brak czasu. No i tak wyszło. Po drugie. Przeczytałam swojego bloga od początku i uznałam że robi się nudny dlatego postanowiłam zrobić nagły zwrot akcji. I wreszcie po trzecie. Trzy komentarze + mój czas = nowa notka.
Zapraszam do czytania i komentowania.
Rue Alison♥

Wreszcie w domu. Tak bardzo tęskniłam za Dwunastką.
  Idziemy wolno w stronę Wioski Zwycięzców. Johanne i Haymitcha zostawiliśmy gdzieś z tyłu.
  Nienawidzę Kapitolu. Nie można nawet przez chwilę pobyć samemu. Na każdym kroku foto-reporterzy i kamery. Nigdy więcej tam nie pojadę chyba że była by to sprawa wagi państwowej lub coś z Peetą.
  Czuję szczypanie na lewym policzku. Już wiem co to. Albo raczej kto. Świetnie! Johannie znowu zachciało się bitwy na śnieżki. Jej nawet nie przeszkadza że śnieg to breja. Co tam! I tak Katniss musi dostać! Odwracam się na pięcie w strone dziewczyny. I kulka znowu ląduje na mojej twarzy. O nie, teraz to już przegięła. Biorę w garść śnieg i rzucam nim w Jo. Jest! Trafiłam dokładnie w sam środek.
- Ej, a wam jeszcze nie dosyć? Johanna, znowy chcesz zostaç niemową? - mówi blondyn.
  Raz Jo chciała zrobić bitwe a przyszło jej to w Kapitolu. Chodziła i ciągle ględziła dlatego poprosiliśmy aby zamknąć ogród koło Ośrodka Szkoleniowego. No i później nastąpiła wielka bitwa. Zwycięzcy nie było a następnego dnia ja distałam gorączki a moia rywalka nie mogła mówić.
- Kochaś nie wtrącaj się! Musimy roztrzygnąć która z nas jest lepsza. - krzyczy Johanna.
- Ja stawiam na Katniss. - odpowiada mój ukochany. Oj, nie ujdzie mu to płazem. Miałam racje. Jo zaczęła atakiwać błękitnookiego. Tak bawimy się jeszcze przez około pół godziny.
  Siedzimy razem w naszym domu to znaczy moim i Peety i pijemy gorącą czekolade. Patrzę na swoją dłoń.
- O nie! - mówię.
- O co chodzi ciemna maso? - pyta brązowowłosa.
- Przez ciebie zgubiłam bransoletke. - złoszczę się.
- Pujdę jej poszukać. - proponuje blondyn.
- Nie, nie trzeba sama pójdę. - oznajmiam i składam na jego ustach przelotny pocałunek. Idę w stronę korytarza. Zakładam na siebie kurtke, rękawiczki i kozaki.
Otwieram drzwi a moją twarz owiewa zimny wiatr. Miom że wiosna jest tuż tuż to wieczorami i tak jest chłodno.
  Zmierzam w miejsce naszej bitwy. Chodzę raz w tę, raz w drugą stronę. Nic. Spoglądam na latarnie. Pod nią coś się błyszczy. Podchodzę szybko do niej. Jest! Moja bransoletka się znalazłam. Odwracam się i idę do domu.
  Słyszę warkot silnika. To pewnie samochód strażników pokoju. Zza zakrętu wyjeżdża samochód. To jednak nie ten, którym poruszają się nasi stróże prawa. Ten jest czerwony. Dziwne. Jedyny samochód w całym dystrykcie należy do strażników.
Słyszę huk a następnie moje ciało przeszywa niewyobrażalny ból.
Upadam. Moja klatka piersiowa przestaje się unosić. Wszystko wokół mnie robi się ciemnie.
Jestem martwa.

5 komentarzy:

  1. Nie wiem co napisać. Przez Ciebie zaniepisałam normalnie... no zaniepisałam. Liczę na to, że będzie wszystko dobrze z Katniss... musi być, bo jest narratorką. MUSI!!! MUSI!!
    Dobra... muszę się wreszcie ogarnąć!!
    Udał Ci się ten zwrot akcji, oj udał :)
    Na zakończenie dam regułkę, którą pisze chyba każdy bloger w komentarzu na innych blogach (zwłaszcza o tej samej lub podobnej tematyce)
    Zaprasza do siebie: http://losyfinnickaiannie.blogspot.com/
    Oczywiście jeśli lubisz Finnicka, albo Annie, albo Finnicka i Annie.
    Życzę dużo weny i czekam na kolejny rozdział (oby był jak najszybciej)
    Pozdrawiam

    love dream

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział świetny, weny życzę! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ty to zawsze kończysz w takim momencie..... No ale jednak super ,a ta końcówkkka trzyma w napięciu ;)
    Czekam na Next :D

    OdpowiedzUsuń