środa, 12 sierpnia 2015

Rozdział 7: Jak rodzina

Rozdzialik ze specjalną dedykacją dla Ludmi Verdas

Siedzimy razem z Peetą i Johanną przed telewizorem. Wreszcie puszczają jakiejś normalne programy a nie o jakiś głupich paznokciach, kto się jak ubiera itd. Można się dowiedzieć jakie nastroje są w dystryktach i jak będą wydawane pieniądze na odbudowe kraju.
Nagle na ekranie pojawia się nowa flaga państwa i rozbrzmiewa hymn narodowy. Wszyscy skupiają się na słowach Paylor są dla nas zaskoczeniem. Powoli przyswajam sobie jej wiadomości bo jestem naprawdę zaskoczona.
-Wszyscy żyjący zwycięzcięzcy są zaproszeni na bankiet z okazji zakończenia Głodowych Igrzysk. Bal zostanie zorganizowany na cześć zwycięzców w Pałacu Prezydenckim dnia 18 lutego o godzine 20:00. -
Wreszce słowa pani prezydent do mnie docierają.
- Myślicie że to nie pułapka? - pyta wreszcie Johanna.
- Czy to pułapka czy nie i tak musimy się tam stawić bo kochana pani prezydent i tak nas ściągnie do Kapitolu i tak. - słyszę głos Haymitch'a za swoimy plecami. Wyjądkowo się z nim zgadzam. Paylor zawsze stawia na swoim. Nie raz już to udowodniła podczas rewolucji.
- Nie ma mowy. - protestuje blondyn.
- Peeta nie mamy wyboru. Uwierz mi. - mówię zadziwiająco spokojnie.
- Właśnie. Pozatym będziemy razem i będzie jej trudniej nas zaskoczyć. - przytakuje Johanna. Dziwnie od jakiegoś czasu prawie we wszystkim się zgadzamy.
Niebieskooki się zastanawia po czym odpowiada
- No dobra ale trzymamy się razem. - .
- Tak jest szefie. - Odpowiadamy razem z moją przyjaciółką. Myślę że mogę tak na nią mówić.
- W takim razie jutro wyjeżdżamy. - zarządza były mentor.

                       **********************************

Podróż do Kapitolu minęła nam spokojnie. Została zaledwie garstka zwycięzców: Enobaria, Lyme, Beetee, Annie, Johanna, Haymitch, Peeta no i ja. Zaledwie 8 zwycięzców. A jeszcze przed wojną było ich dużo więcej. Wszyscy mamy spotkać się w ośrodku szkoleniowym.
Kiedy docieramy na miejsce cała reszta zwycięzców już na nas czeka. Witam się po kolei z Beetee'em ( nie mam pojęcia jak to się pisze ), Enobarią, Lyme, Annie widać że jest już po rozwiązaniu ciąży więc kiedy pytam się gdzie jej dziecko odpowiada że zostawiła je w czwórce. Siedzimy razem w salnie i zażarcie rozmawiamy.
- Czyli w jednym się zgadzamy: Paylor coś knuje za naszymi plecami. - podsumówuje Beetee.
- Tak, to na pewno dlatego musimy trzymać się razem. - mówi Peeta.
- Jak rodzina. - dodaje Annie.
- Zgadzam się jak rodzina. - przytakuję.
- No całkiem pokręcona ta nasza rodzinka. - odpowiada Enobaria.
- Ale mamy dużo wspólnego. - odzywa się Lyme.
- Pomyślmy: prawie wszyscy przeżyliśmy dwa razy na arenie i rewolucję, każdy doświadczył okrucieńst Snowa, nie mamy oprócz siebie żadnej rodziny, każdy z nas miał te niewątpliwą przyjemność zabijać. Więc tak mamy dużo wspólnego. - podsumówuje Johanna.
- Zatem skoro jesteśmy rodziną trzymamy się razem. - mówi Haymitch. Wszyscy jak jeden brat się zgadzamy.

             *************************************

Wchodzę pod prysznic i odrazu się odprężam. Woda zmywa ze mnie wszystkie emocje z tego dnia. Razem z Peetą umuwiliśmy się na dachu więc muszę zakończyć te przyjemność i się szykować. W kosmetykach od Effie znalazłam balsam do ciała o zapachu lasu. Wsmarowuję go w skórę i zakładam na siebie sukienke o kolorze zaczodzącego słońca. Włosy rozpuszczam z warkocza aby swobodnie opadły na ramiona. Chcę zrobić Peecie  niespodzianke więc powinno mu się spodobać.
  Wchodzę po schodach na dach. Kapitol nocą wygląda dużo piękniej niż za dnia. W tych wszystkich barwnych światłach miasto tętni życiem.
Nawet się nie skradam. Chcę żeby blondyn mnie zauważył. Jednak w hałasie aut i krzyków i tak mnie nie słychać.
- O czym tak rozmyślasz? - pytam.
- Co robiłaś kiedy chciałaś zniknąć, zapomnieć o problemach? - odpowiada pytaniem na pytanie.
- Uciekałam do lasu. -  mówię cicho.
- Ja też uciekałam ale nie do lasu. - kontynuje - Ja uciekałem do mojej krainy którą sobie wyobrażałem. - .
- A jak ona wygląda? - .
- Jest to piękny mieszany las. Zawsze świeci słońce. Po środku lasu jest polana. A na polanie ty. - uśmiecha się Peeta. - Pięknie wyglądasz. - mówi po czym namiętnie całuje mnie w usta.
   Patrzę na niebo usłane tysiącami gwiazd. Każda z nich wydaje się być tak blisko a jednocześnie tak daleko.Blondyn patrzy na nie jak zaczarowany. Pewnie myślami jest teraz w swojej krainie, którą każdy z nas nosi gdzieś głęboko schowaną w sercu. Jest teraz w tym lepszym świecie do którego dostęp ma tylko on i nikt więcej. Pamiętam Prim, która godzinami potrafiła wpatrywać się w rozgwieżdżone niebo. Która zauważała w nim więcej niż ja. Pamiętam także słowa wypowiedziane przez moją mamę: -Patrząc w gwiazdy to tak, jak patrzeç na swoich najbliższych, którzy są już w tym lepszym świecie. - Wtedy jej nie rozumiałam. Uznawałam, że to zwykłe brednie. Jednak teraz dociera do mnie sens tych słów.

6 komentarzy:

  1. Kochana Nadusiu. Trochę błędów ortograficznych ale tak to ok. Czekam na next. I trzymam kciuki abyś dalej pisała i tylko ortografia. Pozdrawiam Zuzia i Tay

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zuza Ty akurat najlepiej wiesz jak u mnie z ortografią.

      Usuń
  2. Mam prośbę :-)
    Więcej dialogów :-)
    Pozdrawiam sa_15 ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku, ale zawiodłam :(
    Strasznie przepraszam za nieobecność i dziękuję za dedykację
    Znowu zabieram się za czytanie
    wybacz

    OdpowiedzUsuń