sobota, 7 listopada 2015

Rozdział 23: To moja wina...

~ Oczami Peety ~

Siedzę na kanapie. Próbuję opanować błyszczące wspomnienia. Kiedy nie ma przy mnie Katniss wszystko mi się miesza. Zdradziłem ją z Dellly. Prawda czy fałsz? Kocham ją. Prawda czy fałsz?
  Moje rozmyślania przerywa pukanie do drzwi. Nie, to walenie. Zaciskam paznokcie na nadgarstku tak mocno, że po chwili czuję strużki krwi płynące powoli po mojej ręce. Wstaję i otwieram drzwi. W progu stoi osoba, której najmniej się spodziewałem. Patrzy na mnie swoimi szarymi oczami ze Złożyska. Gale. Nie zorientowałem się, kiedy brunet mnie przewrócił a teraz leży na mnie i okłada mnie pięściami. Próbuję się bronić. Blokuję jego ciosy aż do momentu, kiedy wypowiada słowa, przez które moje życie przestaje istnieć.
- Zdradziłeś ją, choć ona ci zaufała. Przez ciebie ona prawie umarła. Chciałeś ją zabić! - .
Przestaję odpierać ataki przeciwnika. Poddaję się. Może mnie nawet zabić. Nic się teraz nie liczy. Przeze mnie Katniss prawie umarła. Nie zasługuję na nią. Nie zasługuję na to żeby żyć. To wszystko moja wina... To moje ostatnie myśli zanim tracę przytomność.

~ Oczami Gala ~

Okładam Mellarka pięściami aż ten traci przytomność. Przez tego piekarzyka Kotna prawie umarła, gdyby nie zauważył jej mój kumpel Will. Co za palant. Miał najlepszą dziewczyne w całym Panem i ją zdradził. Czemu ona wybrała jego zamiast mnie? Znamy się od 5 lat. A on chciał poświęcić za nią życie i poszła do tego kaleki. On nie jest jej wart. Ona zasługuje na kogoś takiego jak ja. Ja utrzymywałem jej rodzine przy życiu zanim wygrała igrzyska. Ja się nią opiekowałem. On tylko chodził, otaczał się dziewczynami i patrzył jak ona głoduje. Co za frajer. Teraz może trochę zmądrzeje.

~ Oczami Delly ~

  Idę do Peety. Mam nadzieję że się mnie nie gniewa za wczoraj. Pewnie miał te przebłyski wspomnień z Kapitolu. Przecież on mnie kocha. Teraz gdy ta cała Katniss go zostawiła nic nie stoi nam na przeszkodzie żeby być razem. On mi się oświadczy, weźmiemy ślub i będziemy mieć całą gromadke dzieci. On przecież zawsze kiedy się razem bawiliśmy w dom był tatą i powtarzał, że jak dorośnie będzie je mieć.
  Wchodzę do domu mojego ukochanego. Drzwi nie były zamknięte więc wchodzę bez pukania. W końcu za niedługo możę się tu wprowadzę. Trzeba się przyzwyczajać. Idę do salonu.
   O matko! Peeta leży cały posiniaczony w kałuży krwi na podłodze. Dobrze Delly myśl! Czego nas uczyli na kursie pierwszej pomocy podczas rebelii? A tak! Trzeba sprawdzić tętno i puls. Jestem genialna. Wykonuję te dwie czynności. Uff, na szczęście nie jest z nim tak źle. Wyjmuję telefon i dzwonię po pogotowie. Za jakiejś 5 minut powinni być. Niech ja tylko dorwę tego, kto to zrobił mojemu mysiaczkwi. Gorzko za to zapłaci. Oh jeszcze mnie popamięta!
  Przyjeżdża pogotowie i zabiera Peete do szpitala a ja jadę za nimi.

~ Oczami Katniss ~

  Will wyszedł 2 godziny temu zostawiając mnie z moim myślami. Chce mi się płakać. Mój chłopiec z chlebem... on...on mnie zdradził. Czym ja zawiniłam? Co zrobiłam? Czy to mja wina? Nie. To jego wina i wyłącznie jego. To on mnie zdradził nie ja jego.
  Drzwi do mojej sali otwierają się i wjeżdża do niej łóżko szpitalne z jakimś pacjentem. No to mam współ lokatora.
- Proszę. Teraz możecie być razem. - oznajmia pielęgniarka i wychodzi.
Przyglądam się osobie leżącej na łóźku. To nie możliwe. To Mellark!

wtorek, 3 listopada 2015

Rozdział 22: Nie jesteś jej wart... Wszysto błyszczy gdy nie ma jej przy mnie...Jakby umarła...Will

Hej, cześć i siema drodzy trybuci! Mam dwie wiadomości: dobrą i złą. Zacznę od tej złej: poprzedni rozdział to nie był kolejny koszmar Katniss. Peeta naprawdę ją zdradził z Delly. A ta dobra wiadomość: i tak się zejdą! No więc proszę nie lamentować że oni muszą być razem bo ja doskonale wiem że oni muszą być razem i będą ale po pewnym czasie. No nie przedłużam i zapraszam do czytania i komentowania.
4 Komentarze = nowy rozdział.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

~ Oczami Haymitcha ~

  Siedzę jak zwykle przy butelce - mojej najlepszej kochance i przyjaciółce -. Do mojej ledwo działającej świadomości docierają jakiejś krzyki. No pięknie, nasze gołąbeczki już pokłucone. Nawet nie dadzą człowiekowi spokojnie się napić. Wstaję. Muszę trzymać się krzesła żeby nie upaść. Wiadomo, bimber robi swoje. Kieruję się mozolnie do drzwi. Przekręcam klamkę. Rozglądam się w storonę domu Katniss i Peety. Nie wiem o co poszło, ale wodok Dziewczyny Igrającej z Ogniem całej zapłakanej biegnącej w stronę lasu nie wróży nic dobrego. Idę za tym do domu Mellarka aby zbadać o co poszło. Otwieram drzwi bez pukania. Uważam że to tylko strata czasu. Mój wzrok ląduje na schodach. A raczej osobie z nich schodzących. Jest to dziewczyna o długich, blond lokach iniebieskich oczach. Pewnie pochodz z miasta. Ona jest w samej bieliźnie. No to już wiem o co poszło. A raczej o kogo. Wchodzę do salonu. Na kanapie ze spuszczoną głową siedzi nie kto inny jak Mellark. Oj to sobie poważnie porozmawiamy.
- I co chłopcze, zadowolony z siebie jesteś? - pytam cicho, ale w moim głosie słuchać złość.
- Jeśli przyszedłeś mnie jeszcze dobić to drzwi są tam. - mówiąc to chłopak wskazuje ręką wyjście.
- Jeśli nie chcesz rozmawiać to nie. Ale pamiętaj: przed waszymi drugimi igrzyskami kiedy mieliście wychodzić na arenę powiedziałem jej, że nawet za 100 lat nie będzie ciebie warta. Myliłem się. To ty nawet za 1000 lat nie będziesz jej wart. - kończę i wychodzę.

~ Oczami Peety ~

  - Jeśli nie chcesz rozmawiać to nie. Ale pamiętaj: przed waszymi drugimi igrzyskami kiedy mieliście wychodzić na arenę powiedziałem jej, że nawet za 100 lat nie będzie ciebie warta. Myliłem y To ty nawet za 1000 lat nie będziesz jej wart. - były mentor kończy swój monolog. Ma racje. Nawet za 1000 lat nie będę jej wart. I co ja najlepszego zrobiłem? Zdradziłem ją. Zachowałem się jak ostatni dupek. Ona mnie kochała a ja ją po prostu zdradziłem. Co jest ze mną nie tak? Najpierw uganiałem się za nią całe 10 lat przed igrzyskami, później gotowy byłem dla niej oddać swoje życie, a teraz co? Zdradziłem ją jakby to wszystko się nie wydarzyło.
- Nad czym tak myślisz? - słyszę szept Delly a jej ręce błądzą po moich plecach. Nie panuję nad sobą. Wybucham:
- Zabieraj łapy! Odejdź! Wynocha z mojego domu! - wrzeszczę opentany, a dziewczyna zabiera swoje ubrania i ucieka z mieszkania. Wszysto błyszczy, gdy Katniss nie ma przy mnie...

~ Oczami Willa ~

Biegam jak zwykle o tej porze. Dziś wybirałem się drogą wzdłuż ogrodzenia. Jestem już przy dziurze w ogrodzeniu na tak zwanej '' Łące '' kiedy ją zauważam. Przyśpieczam bieg i nie mija minuta a już jestem przy niej.
  Wygląda jakby umarła. Jej skóra jest popażona. Chyba wpadła na ogrodzenie ale ono przecież nie jest pod napięciem. Jednak na potwierdzenie mojej teori o jej popażeniach słyszę brzęczenie. Wyjmuję błyskawicznie komórkę i wybieram numer pogotowia. Jeden sygnał... drugi... no błagam niech ktoś odbierze...
- Halo? -
- Halo? Proszę przysłać jak najszybciej karetke na Łąke.- odpowiadam na jednym tchu.
- Co się stało? - pyta głos w słuchawce.
- Dziewczyna na oko 17 lat wpadła na ogrodzenie które jest pod napięciem. - mówię.
- Czy oddycha? - . Sprawdzam jej oddech.
- Tak ale bardzo słabo. - odpowiadam zdenerwowany.
- Już wysyłam karetke. Proszę przy niej zostać. - głos kończy rozmowę. Przyglądam się dokładniej dziewczynie. Kogoś mi przypomina. Zaraz, zaraz... to przecież Katniss Everdeen. To ona wy własnej postaci. No nieźle.
  Moje rozmyślania przerywa ryk syreny. Po chwili przede mną pojawia się karetka a z niej wyskakują lekarze, kładą ją na noszach i wkładają do pojazdu. Postanawiam iść do szpitala i dowiedzieć się co z nią.

~ Oczami Katniss ~

  Wszystko mnie boli. Każda komórka mojego ciała krzyczy, rozdziera się na pół. Otwieram oczy bardzo powoli i rozglądam się po sali. No pięknie. Znowu jestem w szpitalu. Mój wzrok ląduje na parze szmaragdowo-zielonych oczu, które bacznie mnie obserwują.
- Hej, Will jestem. - mówi nieznajomy.

poniedziałek, 2 listopada 2015

Rozdział 21: A mówił że tylko dla mnie żyje...

Hej, cześć i siema drodzy trybuci! Oto i jestem a wraz ze mną kolejny rozdział który dużo zmieni w relacjach między Katniss a Peetą. Postanowiłam że troszkę zawyżę poprzeczkę i NOWY ROZDZIAŁ POJAWI SIĘ KIEDY BĘDĄ 4 KOMENTARZE. No więc macie troszkę trudniejsze zadanie ale ja wiem że jak chcecie, to te 4 komentarze pojawią się w jeden dzień. No dobra nie przedłużając wszystkich pozdrawiam i niech los wam sprzyja!
Rue Alison♥
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

  Już dziś znów zobaczę Peete. Nie mogę już się tego doczekać. Jeszcze tylko 2 godziny i znów poczuję jego zapach, oddech na karku, smak jego ust na swoich. To będą bardzo długie 2 godziny. Podejrzewam że nawet najdłuższe w moim życiu.
  Razem z Johanną wracamy do Dwunastego Dyastryktu po tygodniowym pobycie w Czwórce. Początkowo był z nami Peeta, ale musiał wyjechać do trójki po proteze  a następnie sam wrócił do Deunastki. Miałyśmy być tam tylko na 3 dni ale Annie tak bardzo nalegały że musiałyśmy zostać. W tym czasie bardzo polubiłam synka Finnicka. Chłopiec jest bardzo podobny do swojego ojca, ale oczy Finn zdecydowanoe ma po swojej matce. Annie kilka razy powtarzała nawet że powinnam mieć dziecko, że tak dobrze zajmuję się Finnem, ale ja za każdym razem powtarzałam że nie. Wiem że Peeta byłby najlepszym ojcem na świecie. Ale ja... ja zwyczajnie się do tego nie nadaję. Nie potadziłabym sobie w roli matki. Może i przez pewien czas wychowywałam Prim ale ona miała wtedy 7 lat.
  Z zamyślenia wyrywa mnie głos Jo.
- O czym myślisz ciemna maso? -
- O niczym. - .
- Co, zatęskniłaś za swoim kochasiem? - dogryza mi Mason.
- A jeśli to co? - .
- To nic. Za godzine będziemy w Dwunastce.-  dziewczyna kończy rozmowe.
  Jeszcze tylko godzina. Nie powiedziałam Peecie, że przyjeżdżam. To ma być niespodzianka. Jestem bardzo ciekawa jego reakcji. Na pewno się ucieszy.
***
Jdę przez Wioske Zwycięzców cała  rozpromieniona. Jeszcze tylko kilka budynków... jeszcze tylko trzy... dwa... jeden dom.
Otwieram drzwi po cichu i upewniam się czy nie ma tu blondyna.       Rozglądam się po kuchni, salonie. Nigdzie go niema. Nagle z góry słyszę jęk. Szybko wchodzę po schodach. Przeskakuję po dwa, trzy stopnie na raz. Obracam klamkę w drzwiach. Mój wzrok ląduje na łóżku.
   Peeta nie jest w nim sam. Za jego plecami widzę kobiete. Przyglądam jej się dokładniej. To Delly.
  Odwracam się na pięcie i w biegu schodzę ze schodów i zmierzam do drzwi. W tej samej chwili kiedy mam zamiar złapać klamkę na nadgarsku czuję mocny uścisk. To Peeta.
- Katniss posłuchaj mnie. To nie miało być tak... - mówi drżącym głosem.
- Nie ma mnie tydzień a ty już sobie znalazłeś inną na moje miejsce. Jak mogłeś. A pomyśleć że ja cię naprawdę kochałam. - odpowiadam. Próbuję się uwolnić ale uścisk staje się coraz mocniejszy.
- Puszczaj. - cedzę przez zaciśnięte zęby.
- Nie, nie puszczę cię. - oznajmia spokojnie błęktnooki. Odruchowo biorę zamach i próbuję uderzyć Peete ale on przewiduje mój ruch i zaledwie kilka centymetrów od jego policzka zatrzymuje mój cios. Nie wiem co zrobić. Jestem w pułapce. Twarz blondyna niebezpiecznie zbliża się do mojej. Moje próby uwolnienia się nie skutkują. Czuję jego ciepły oddech na swojej skurze. Niespodziewanie czuję smak jego ust na swoich wargach. Pocałunek jest delikatny a zarazem namiętny. Kiedy Mellark kończy stoję w bez ruchu. On puszcza moje nadgarstki. Na jego twatrzy widzę cień nadziei.  Korzystając z okazji pędę ruszam przed siebie. Słyszę jego wołanie ale nie zatrzymuję się. Biegnę do jedynego miejsca gdzie mogę być sobą, gdzie nikt nie zobaczy moich łez. Do lasu.
  Czemu on mi to zrobił. W czym ta cała Delly jest lepsza ode mnie? Mówił że kocha tylko mnie, że jedyną osobą dla której żyje jestem ja! I co ja by mnie tak bardzo kochał to by mnie nie zdradził. Najlepiej przespać się za plecami Katniss, ona o niczym nie będzie wiedział bo jest głupia jak but! Już lepiej było zabić go przy pierwszej lepszej okazji na igrzyskach. Wygrałabym, Prim by żyła. Do rewolucji też sama bym doprowadziła bez tych jego głupich wymysłów o " Nieszczęśliwych Kochankach z Dwunastego Dystryktu " . Haymitch by mnie pokierował i sama ośmieszyłabym Kapitol i Snowa. Cinna by mnie ucharakteryzował i poradziłabym sobie bez tych jego głupuch gierek o miłości. Snow mógł zrobić dla mnie chociaż tę przysługę i zabić go na torturach. To nie bo pannę Everdeen trzeba zniszczyć od środka i wysłać jej kochasia aby ją udusił. Faceci ogólnie są idiotami. Chyba jedynymi wyjądkami są mój tata i były mentor. No i oczywiście Finnick. A niech pójdą do diabła. Mam ich gdzieś. Niech mnie zostawią w świętym spokoju.
  Nie zauważam brzęczenia i wpadam na ogrodzenie które jest pod napięciem...
     

piątek, 30 października 2015

Rozdział 20: Rozłąka

 
Trzy komentarze-nowy rozdział

Nie śpię już od dawna. Nie mam zamiaru jeszcze wstawać. Jest tak dobrze. W uścisku Peety. Nie chcę się z niego wyrywać. Mogłabym tak przeleżeć całe życie. Razem z nim.
  Rozlega się dzwięk telefonu, który stoi na szafce nocnej. Z niechceniem podnoszę słuchawkę.
- Halo? - .
- Peeta, to ty? - pyta głos.
- Nie Katniss. Kto mówi? -
- To ja Beetee. Mogę poprosić Peete do telefonu?
- Poczekaj, zaraz go obudzę. - odkładam słuchawkę na miejsce i szturcham blondyna ramieniem.
- Peeta, Beetee chce z tobą rozmawiać. - mówię podając mu słuchawkę.
- Tak, halo? - blondyn przeciera oczy.
- Koniecznie dziś? - mój ukochany wyraźnie jest poddenerwowany.
- No dobrze po południu już będę. - błękitnooki odkłada słychawkę.
- Co jest? - pytam.
- Muszę dziś lecieć do trójki po nową protezę. - .
- A nie możesz tego zrobić kiedy indziej? - .
- Niestety. - odpowiada.
- W takim razie jadę z tobą. - oznajmiam.
- Katniss, to niebezpieczne z racji na twoją ranę. Wiesz ilę musiałem prosić lekarzy aby pozwolili mi cię tutaj zabrać? Ty zostaniesz tutaj razem z Annie i Johanną a ja polecę najpierw do Trójki, a potem wrócę do Dwunastki a ty przyjedziesz do mnie za trzy dni.  Dobrze? -  nie chcę się z nim kłucić z racji, że on dla mnie chce jak najlepiej i zwyczajnie się o mnie martwi dlatego smutno kiwam głową.
- Dobra, chodź na dół. Zrobimy śniadanie. - mówi blondyn a ja idę się przebrać.
  Biorę 5 minutowy prysznic. Zakładam na siebie bieliznę i idę do szafy. Przeglądam po kolei półki. W końcu wybieram krótki, jeansowe spodenki i białą koszulkę. Ubieram się i schodzę do kuchni. W chwili kiedy przechodzę przez drzwi mój ukochany stawia na stole dwa parujące kubki z herbatą i talerzyk z kanapkami.
- Smacznego . - mówię.
- Nawzajem . - odpowiada chłopak.
  Śniadanie mija nam w miłej atmosferze. Żartujemy, śmiejemy się, rozmawiamy. Chcemy nacieszyć się po prostu sobą.
  Po posiłku idziemy razem na górę aby spakować rzeczy Peety do walizki. On ma znacznie mniej bagarzu niż ja, dlatego nie zajmuje nam to dużo czasu.
  - Katniss, zajżyjmy jeszcze do Annie. Chcę się z nią pożegnać. - prosi blondyn.
- No dobra ale słońce bardzo praży i muszę się nasmatować kremem przeciw słonecznym. - odpowiadam.
- To chodź, ja cię posmaruję truskaweczko. - mówi z tym swoim figlarnym uśmieszkiem.
Podaję mu krem a on zaczyna go delikatnie wcierać w moją skórę. Odchylam głowę a błękitnooki to wykorzystuję i pbdarowuję moją szyje pocałunkami. Nasze pieszczoty mogły by trwać tak w nieskończoność gdyby nie Johanna.
- O ludzie, zostawić was na chwilę samych a wy od razu już się całujecie. No jak dzieci, jak dzieci.- jakby nie zaczęła komentować, to chyba nie była by sobą.
  - Peeta? - pytam.
- Tak? - odpowiada.
- Kiedy masz ten poduszkowiec? - .
- O 12:00 a co? - .
- To lepiej spójż na zegarek. - mówię.
- O żesz jest już 11:45! - mówi mój ukochany i biegiem pędzi w stronę walizki. A ja oczywiście lecę za nim.
Raz dwa wtskakujemy z domu i pędzimy ba lotnisko.
- Mały wyścig? - proponuję.
- Okay. - zgadza się blondyn a ja pędem ruszam przed siebie. Jak zwykle jestem szybsza. No może to trochę oszukany wyścig bo on ma walizke. Ale ja mam ranę. Już niedaleko lotnisko zaledwie 200 metrów.
  I w tym momencie w miejscu gdzie zostałam postrzelona czuję niewaobrażalny ból. Jakby ktoś wbijał we mnie miliony igieł.
- Kat, co ci jest. - słyszę głos Peety.
- To nic takiego. - mówię zaciskając zęby i ledwo powstrzymując łzy.
- Przecież widzę. Coś z raną? - dopytuje się a ja tylko kiwam głową.
- Poczekaj, już dzwonię po Johanne. Halo? Johanna, chodź do nas szybko... posłuchaj Katniss boli rana masz natychmiast tu przyjść... niedaleko lotniska...pośpiesz się. - blondyn odkłada telefon do kieszeni.
Ból już trochę ustąpił i mogę się wyprostować.
- Lepiej? - .
- Tak. - odpowiadam.
- Dobrze, poczekajmy na Jo. - .
Jak na zawołanie przy nas pojawia się dziewczyna.
- Co jest? Co się stało? - widać że dziewczyna jest zdenerwowana.
- Już nic. - odpowiadam.
- To po jakiego ja tu jak idiotka przez cały dystrykt biegłam?!- Johanna oczywiście powróciła do dawnego stanu bycia.
- Dobrze, dobrze. Chodźmy już na lotnisko. - oznajmia blondyn a my w ciszy idziemy za nim.
  Stajemy przed poduszkowcem, który zaraz zabierze mi Peete na całe 3 dni. I co ja będę w tym czasie robić? Pewnie co noc będę budziła się z krzykiem. Blondyn mocno mnie przytula a ja to odwzajemniam. Łapie moją twarz tak abym patrzyła mu prosto w piękne, hipnotyzujące oczy. Mój narzeczony delikatnie całuje mnie w usta. Mimo że pocałunek jest bardzo delikatny, to ja wiem, że zawarta jest w nim cała tensknota i smutek, związana z naszym rozstaniem.
- Będę tęsknić. - mówi.
- Ja też. - odpowiadam.
- Kocham cię . - wyzanję.
- Ja ciebie bardziej. - odpowiada i wchodzi do poduszkowca. Maszyna startuje, a ja patrzę jak razem z nią w powietrze wznosi się mój ukochany, Peeta.

poniedziałek, 19 października 2015

Rozdział 19: Piracka szanta

Trzy komentarze-kolejny rozdział.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- Katniss! Chodź do wody! - krzyczy z oddali mój narzeczony.
- Nie! - odkrzykuję.
Peeta opowiadał mi jak uczył się pływać po naszych drugich igrzyskach i rewolucji. Podczas jego historii oboje kilka razy wybuchneliśmy śmiechem.
- Masz bez mózgu. - Jo podaje mi krem do opalania.
Wącham go. Mmm zapach truskawki.
- Wiem, nie mysisz mówć. Mam świetny gust. - przechwala się dziewczyna.
- Dobra daj człowiekowi odpocząć. - mówię zakrywając sobie oczy chustką, bo nie wziełam okularów przeciw słobecznych.
  Jest dostyć upalnie. Przeciwieństwo Dwunastki. U nas w lato temperatura maksimum osiąga 21 stopni. Tu w Czwórce jest ich chyba z dziecięć więcej. Słońce mocno przygrzewa. Po prostu idealnie na wakacje.
  Nagle ktoś łapie mnie w pasie i przerzuca przez ramię. Szybko zdejmuję chustke a moim oczom ukazuje się blond czupryna.
- Peeta! Zostaw mnie. - .
- Czas na kompiel. - mówi z figlarnym uśmiechem.
- Błagam. Odstaw mnie z powtotem na ziemię. - proszę się błękitnookiego.
- Pięknie pachniesz, truskaweczko. - chłopak dalej nie zważa na mnie.
  Chłopak zanurzył mnie w wodzie. Jego usta dotknęły moich. Najpierw delikatnie, a z każdą chwilą coraz mocniej, cotaz zachłanniej.

~ Wieczór ~
  - Katniss, mogłabyś uśpić Finna? - pyta Annie.
- Tak, jasne. - odpowiadam trochę niepewnie.
- Proszę, ja idę się przespać. - mówi rudowłosa podając mi chłopca.
  Noszę go już tak ok. pół godziny a on nadal nie śpi. Postanawiam mu coś zaśpiewać. Pamiętam jak tata śpiewał mi kiedyś piosenke o piratach.

Opowiem ci o pitatach
- wieść stara, lecz prawdziwa -
Tak, w tej historii statkiem starym
Straszna załoga pływa.
O tak, zaśpiewam o statku starym,
Co pruje bezmiar fal,
Budząc paniczny strach.

Podarte żagle tego statku,
Są niby skrzydła ptaków,
A sam kapitan twarz swą zakrył,
Żeby nie mnożyć strachu.
Śmiertelnie białą skórą,
Martwym wyrazem oczu,
Zębami jak u wilka.
O tak, kapitan twarz swą zakrył
I nie ogląda światła.

Oj, lepiej dobry bądź i prawy,
Nie żałuj na to sił,
Bo cię zmienią w pirata
I w dal odpłyniesz w mig.
Tak, lepiej dobry bądź i prawy,
Bo - spójrz! Czy widzisz to:
Jest czarny statek w porcie dziś,
Ma w pustym luku miejsca dość.
Dla ciebie miejsca dość!

Skoro piraci są tak podli,
A gorszych od nich nie ma,
Po kres mych dni wciąż się modlę,
Bu mimo mej szanty* o piratach,
Nie spotkać ich na swej drodze.
O tak, okrutni są piraci,
Piraci znaczą śmierć.
Modlę się co dzień, chcę, byś wiedział,
Żebyś nie ujrzał pirata,
By nie dosięgła cię ich ręka...

  Nie wiem czy ta piosenka koniecznie nadaje się, żeby śpiewać ją dziecią,
ale najwyraźniej Finn'owi się spodobała tak że usnął, albo mu się tak niepodobała że postanowił usnąć. I tak, i tak wyszło na to, że mały usnął. To chyba dobrze nie?
Kładę go delikatnie do łóżeczka, przykrywam kołderką i wychodzę.
Przy drzwiach zastaję blondyna.
- Pięknie śpiewasz. - .
- Ładnie to tak podsłuchiwać? - pytam.
- Oj przypadkiem usłyszałem. - tłumaczy się Peeta.
- No dobra, dobra. - całuję go w policzek i razem idziemy do naszego chwilowego mieszkania.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Uwaga! Uwaga! Ogłoszenia blogowe!

Udało mi się napisać notke w wyjątkowo krótkim tempie a to dzięki mojej najlepszej przyjaciółce: masz moje pozdrowienia ~ Stokrotko :-)
Druga część ( czyli wieczór )  powstała z myślą o największej fance Finnicka i Annie. Z miejsca pozdrawiam love dream :-).
Piosenke wytrzasnęłam z książki pt. " Wampiraci " tylko ją ciuteńkę przerobiłam aby była o piaratach a nue o wampiratach :-)
* szanta to piosenka żeglarsak w tym wypadku dotyczy ona piratów. :-)
Ok a teraz pozdrowienia dla WSZYSTKICH CZYTELNIKÓW.
Rue Alison♥

niedziela, 4 października 2015

Rozdział 18: Annie

Kolejny rozdział - trzy komy.

  Lecimy razem poduszkowcem do Czwórki. Nie mogę się doczekać aż zobaczę się z Annie i jej synkiem Finnem. Podobno ( jak udało mi się wyciągnąć od Jo ) mały to wykapany tatuś. Tylko oczy ma po mamie.
  Spogląd na Peete który śpi z głową na moich udach. Biedak. Nie spał od dobrych 24 godzin. Haymitch opowiadał mi jak blondyn planował niespodziankę dla mnie. Niech śpi. Sen mu się przyda. Spoglądam przez okno. Ciekawe nad którym Dystryktem lecimy. Może to piątka, lub szóstka? Nie wiem. Z tej całej nudy i ja też postanowiłam się zdrzemnąć.
***
  Budzi mnie głos pilota, który oznajmia, że czas już się zbierać. Delikatnie szturcham blondyna aby go obudzić. Jednak to nie skutkuje. Próbuję mocniej. I dalej nic. W końcu łapię się ostatniej deski ratunku. Pochylam się nad moim ukochanym i składam na jego ustach pocałunek.
- No na taką pobudkę mogę mieć codziennie. - mówi z uśmiecham.
- Lepiej się pośpiesz mój śpiący królewiczu bo zaraz lądujemy. - .
- No już wstaję. - .
- Ruszcie się! - Jo przypomina nam że jeszcze tu jest.
  Razem wychodzimy z poduszkowca. Peeta oczywiście uparł się, że weźmie wszystkue torby, bo ja mam się nie przemęczać.
Idziemy w kierunku Wioski Zwycięzców. W Czwórce jest pięknie. Słychać szum morza. Czuć zapach sosen. Już coś czuję, że te wakacje będą cudowne.
   Moje rozmyślania przerywa Jo:
- No oto i dom Annie. - . Po chwili dziewczyna puka do drzwi.
  Staje w nich Annie. Włosy ma spięte spinką, a ba sobie białą, letnią sukienke. Jej oczy są zielone i zamiast iskierek szaleństwa goszczą w nich iskierki radości.
- Oh! Witajcie! - wita się z nami rzucając nam się na szyję i mocno przytulając.
- Wejdźcie do środka, zapraszam. - oznajmia rudowłosa wpuszczając nas do środka.
  Rozglądam się po domu. W zasadzie zbytnio się nie różni od tego, w którym mieszkam z Peetą. Tyle że tu jest więcej rzeczy związanych z morzem. Różnego rodzaju muszle, obrazy, bukiety z kwiatów nadmorskich. No i oczywiście pełno zabawek dka dziecka.
  Idę do salonu, gdzie wszyscy już się zebrali. Koło stolika jest rozłożona koc a na nim pełno zabawek a pośród nich siedzi mały junior Finnick. Naprawdę jest podobny do swojego ojca. Bląd loczki spadają na jego czoło. Na szczęście nie przysłaniają mu pięknych, zielonych oczu, które z pewnoścą odziedziczył po mamie. I ten uśmiech. Niedaleko pada jabłko od jabłoni. Po prostu istny Finnick.
- Chcesz go potrzymać? - pyta Annie.
- No, dobrze. - odpowiadam nieśmiało.
Dziewczyna daje mi potrzymać małego. To naprawdę wspaniałe odczucie.
  Siedzimy tak jeszcze przez godzinę. Oczywiście Finn
przesiedział ją na moich kolanach. Teraz idziemy do mieszkania, które wynajął dla nas blondyn. Kiedy zbliżamy się do niego błękitnooki niespodziewanie bierze mnie na ręce tak jak pan młody bierze panne młodą i tak przekraczamy próg.

sobota, 3 października 2015

Rozdział 17: Niespodzianka

  Trzy komentarze-nowy rozdział.

Wreszcie wychodzę z tego cholernego szpitala. Przez te dwa tygodnie kiedy to moja rana miała się goić zdąrzyłam już zapomnieć jakie jest powietrze w Dwunastce. Dziś nareszcie będę w domu. Na samą myśl się uśmiecham.
- Z czego się tak chichrasz ciemna maso? - wielmożna królowa Johanna oczywiście musi popsuć mój dobry humor.
- Z niczego. - kłamię.
- Masz tu ciuchy. Przecież nie wyjdziesz do ludzi w szpitalnej koszuli. - mówi dziewczyna rzucając we mnie bluzką, ciemnymi jeansami i butami.
- Dzięki. - odpowiadam i idę się przebrać.
Naprawdę koszmarnie wyglądam. Spodnie wiszą na mnie jak na wieszaku. Mam brzydkie cienie pod oczami. Widać że schudłam i to bardzo.
Wychodzę i pokazuję się Jo.
- Wyglądasz gorzej niż ostatnio. Trzeba cię pomalować. - mówi zwyciężczyni wyjmując ze swojej torby kosmetyczke.
Mimo makijażu i tak muszę założyć ciemne okulary bo moich worów jie dało się ukryć w inny sposób.
- No i jesteś gotowa. Poczekaj idę po Peete. - oznajmia Johanna i wychodzi.
Po chwili wracaja razem z blondynem.
- Pięknie wyglądasz. - szepcze mi na ucho mój ukochany.
- Dziękuję. - odpowiadam mu tym samym.
- Mam dla ciebie niespodziankę - .
- Tak a jaką? - pytam.
- Zabieram cię na wakacje. Na szczęście twoja raba zagoiła się już na tyle że możemy sobie pozwolić na wyjazd do Czwórki. - odpowiada.
- Wspaniale. - .
- I zobaczymy się  z Annie. - .
- Dziękuję. - odpowiadam i czule całuję go w usta.
- Dobra kończcie te czułości bo przyszedł lekarz z wypisem. - złości się Jo.
Po załatwieniu wzzystkich formalności wychodzimy ze szpitala.
Przed placówką oczywiście są tłumy reporterów ale dzięki pomocy Peety w miarę szybko pokonaliśmy drogę do samochodu.
Siedzimy wtuleni w siebie przez całą podróż.